Dojechaliśmy do małej, włoskiej restauracji, a ja zastanawiałam się po co w ogóle się tam znaleźliśmy.
- Witaj Mark - powiedziała ciemnoskóra kobieta podając Markowi menu, gdy już usiedliśmy.
- Cześć Helen.
- Mogę prosić o piwo? - zapytała Charlotte. Myślałam, że ona byłą pijana?? O.o
- Jasne. A co dla ciebie? - zwróciła się do mnie.
- Wodę. - odparłam.
- Dobrze - kobieta odeszła, Mark przekartkował menu i pozwolił mnie i Charlotte coś sobie wybrać.
Gdy złożyliśmy zamówienie Mark, próbował nawiązać z nami jakąś konwersację. Jednak nie mogliśmy się zrozumieć.
- Jesteś z Anglii? - zapytała Charlotte.
- Tak, z Herefordu, ale długo mieszkałam w Londynie.
- Mój tata był Brytyjczykiem... - powiedziała po chwili Charlotte.
- Co się z nim stało?
- Miał raka.
- Mama Anthony'ego też ma raka. Na ostatnim koncercie zbierali pieniądze na fundację rodziny Bevan'ów.
- Byłaś na tym koncercie? - spytał Mark.
- Nie. - odpowiedziałam pośpiesznie. - Był w Amsterdamie... po za tym ja boję się ich w fanek... a na dodatek to był koncert...- kurde jak on się nazywał?? - Dash'a Simpson'a? Tak on się nazywa? The Secret House grało tylko w supporcie.
- Kim jest Dash Simpson? - zapytała Charlotte. O raju. czy ci ludzie się na mnie uwzięli?
- Piosenkarzem - odparłam sącząc swoją wodę. - Mam nieodparte wrażenie, że za mną nie przepada... Na ostatniej gali nie był zbyt miły. Mimo wszystko chciałabym z nim zaśpiewać. Nie lubię jego muzyki, ale lubię jego głos. Ma taką ciemną barwę.
- Dlaczego myślisz, że on cię nie lubi? - dopytał Mark, zabierając się za danie przyniesione przez Helen. Nie chciałam opowiadać o przykrościach, które spotkały mnie ze strony Dash'a.
- Myślę, że za bardzo się różnimy - odparłam w końcu.
- Zadzwonić, czy nie? - spytałam plakatu Amy Winehouse
wiszącego nad moim łóżkiem. - A co jeśli już śpi?
Zrezygnowana odłożyłam telefon na półkę i poszłam grać.
W niewielkim klaustrofobicznym pomieszczeniu stał mój fortepian. Usiadłam na krześle, a z oczu pociekły mi łzy. Położyłam dłonie na klawiszach i zagrałam moją ulubioną melodię. <<ULUBIONA MELODIA CANNELLE>>
Nie wiedziałam, czy moi rodzice wrócili, ale na wszelki wypadek zamknęłam drzwi. Mogłam wrzeszczeć tupać, płakać, a i tak nikt by mnie nie słyszał. Moi rodzice zainwestowali w wytłumione drzwi i ściany, bym mogła ćwiczyć zawsze, o każdej porze dnia i nocy, nie budząc i nie wkurzając nikogo.
Nie zauważyłam, gdy do pokoju weszła Mary.
- Co jest? - zapytała cicho.
- Nic.
- Dash - zgadła. - Dlaczego tym razem?
- To co zwykle.
Gdy jeszcze mieszkaliśmy w Londynie, ja i Mary byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Wiedziała o mojej ukrytej miłości do Dash'a. Nie odwzajemnionej miłości.
Szczerze, nigdy z nim nie rozmawiałam. Czasem tylko na jakiejś gali wymienialiśmy uśmiechy, ale nic więcej. Byłam silna. Potrafię być silna i nie czuła dla innych, ale w domu zwykle nie wytrzymuję. To co dzieje się we mnie. w mojej głowie. jest zupełnie nie do opisania. Boli i sprawia, że już nigdy więcej nie chcę nic czuć.
Wtuliłam się w ramiona Mary. Była koszmarnie chuda, ale i tak od dwóch miesięcy przytyła około 10 kilo. Rodzice sprzedali mieszkanie w Londynie i przenieśli się, na razie na stałe do Nowego Jorku z dwóch względów. Jednym była moja praca, a drugim terapia Mary.
- Jak ci idzie piosenka do filmu?
- Nie mrawo. Ma durową* melodię, nie jest w moim stylu. Próbuję negocjować z tamtymi ludźmi zmianę piosenki, albo choćby tonacji...
- Myślisz o "Strange Birds"?
Zdenerwowałam się. Z trzaskiem zamknęłam klapę i wyszłam z pokoju. "Strange Birds" to mój skarb. Mój najlepszy, niepublikowany utwór, o którym tak na prawdę wiem tylko ja. Skąd ona o nim wiedziała? Po za tym nie lubię, gdy ktoś się interesuje moją twórczością. Z żadną piosenką z debiutanckiej płyty, ani z żadną INNĄ piosenką również nie byłam, za tak zżyta. Sama ją napisałam. Była tym co czułam.
Było już bardzo późno, dlatego położyłam się spać.
Rano obudziła mnie mama.
- Cześć skarbie - powiedziała podając mi szklankę wody i tabletki. 10 kapsułek praktycznie na raz. Z każdym dniem było gorzej. W gardle powstawała mi jakaś dziwna gula, przez którą nie mogłam nic połknąć.
- Cannelle, skarbie - powiedziała siadając na łóżku.
- Tak? - zapytałam przerywając szukanie skarpetek i popatrzyłam na mamę.
- Wiesz może, co się stało z Mary? Nie było jej rano w pokoju, gdy przyszłam. - przestraszyłam się. Mary odpieprzała różne widowiska i w ogóle, ale jeszcze nigdy nie zwiała z domu.
- To moja wina - mruknęłam.
- Co?
- Spytała mnie o "Strange Birds"! - krzyknęłam.
- Cannelle... Nuty do "Strange Birds" leżały w kuchni na stole. Ta piosenka mówi o tobie więcej niż ty kiedykolwiek o sobie powiedziałaś.
- Ale to nie powó- nagle drzwi wejściowe trzasnęły.
- Mary? - spytała mama, wstając i idąc w głąb korytarza.
- No?
- Och.... nic skarbie. Po prostu rano cie nie było.
- Poszłam się przejść. Chyba mogę jeszcze.
- Tak. Oczywiście, że możesz. Jesteś już dorosłą dziewczyną, ale ja zawsze będę się o ciebie martwić bo jestem twoją matką.
- To fajnie - rzuciła Mary i zamknęła się w swoim pokoju.
Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z domu.
*durową - dla wszystkich nie wtajemniczonych: durowe = wesołe (zazwyczaj), molowe = smutne (zazwyczaj);
________________________________________________________________________
Cześć :p
proszę bardzo, oto rozdział 18. mam nadzieję, że się spodoba :*
Dziękuję za dobicie do 13 komentarzy *WINK*
powtórzę prośbę.
również 13 :)
Greetings & Kisses.
poniedziałek, 24 lutego 2014
środa, 19 lutego 2014
17. Transylvania (jk jk without Vampires)
Dance With Me Tonight
- PO CO TO ZROBIŁAŚ?
Od lunchu ani Anthony, ani reszta chłopców nie odzywała się do mnie. Na szczęście, życie nauczyło mnie jakoś żyć będąc ignorowaną.
Z resztą nie było tak do końca. Inni uczniowie West High przybijała ze mną piątki, witała się na korytarzu i pytała jak pozbyłam się Blair Parker. Ale ja wcale się jej nie pozbyłam. Ja NIC nie zrobiłam.
Do rzeczywistości powrócił mnie dźwięk mojego telefonu.
Od Mark:
Nelle, co powiesz na kolację? Ja, ty i Charlotte?
Przez chwilę myślałam nad odpowiedzią.
Jasne.
Napisałam szybko. Co innego miałam zrobić?
Na odpowiedz też nie musiałam czekać.
Będę u ciebie ok. 20.
Mark był wcześniej. Aż pół godziny wcześniej niż się zapowiedział, ale na to własnie byłam przygotowana. Mój przyjaciel nienawidził się spóźniać i spóźnialskich też nienawidził.
- Cześć - powiedział, gdy otwarłam mu drzwi.
- Hej! - Mark przyjrzał się mojej sukience bardzo uważnie. Jakby chciał zobaczyć jakiego ściegu użyto do jej uszycia.
- Ślicznie wyglądasz, Nelle.
- Dziękuję, ty również dobrze. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Z Markiem wszystko było jasne. Bez zbędnych komplikacji, niedomówień i w ogóle ogólnie dobrze. Dlatego tak bardzo za nim przepadałam.
- To, którym cackiem jedziemy? - zapytał Mark, gdy znaleźliśmy się w garażu pełnym drogich i wymyślnych aut.
Szczerze nie byłam pewna co zostawił mi Luke, którego poprosiłam o samochód. Niby mówiłam Anthony'emu, że w Ameryce nie jeżdżę, ale potem stwierdziłam, że może jednak auto mi się przyda.
Nacisnęłam otwartą kłódkę na auto pilocie. Moim oczom ukazało się BMW MONSTER. Wielki co najmniej jak stodoła. Zmroziło mi ręce, gdy do zobaczyłam.
Jednak jako pewna siebie brytyjka, którą byłam wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i w miłej ciszy dojechałam pod dom Charlotte. Nie sadziłam, że będę musiała ją odbierać. Mimo wszystko (np. przez sen xd) jej nie lubiłam.
- Cześć - mruknęłam, gdy dziewczyna otwarła drzwi. Czułam jej wzrok na sobie. Nie wyglądała, źle. Ja w sumie też nie. - Idziemy? - zapytałam, gdy znudziło mnie stanie w drzwiach.
- Jasne - Charlotte wzięła torebkę i zamknęła za sobą drzwi.
- Co? - zapytała parząc na przyglądającego jej się Mark'a - Gemma, mnie tak odstawiła.
Greetings & Kisses.
PS. Powód tytułu: Transylvania
- PO CO TO ZROBIŁAŚ?
Od lunchu ani Anthony, ani reszta chłopców nie odzywała się do mnie. Na szczęście, życie nauczyło mnie jakoś żyć będąc ignorowaną.
Z resztą nie było tak do końca. Inni uczniowie West High przybijała ze mną piątki, witała się na korytarzu i pytała jak pozbyłam się Blair Parker. Ale ja wcale się jej nie pozbyłam. Ja NIC nie zrobiłam.
Do rzeczywistości powrócił mnie dźwięk mojego telefonu.
Od Mark:
Nelle, co powiesz na kolację? Ja, ty i Charlotte?
Przez chwilę myślałam nad odpowiedzią.
Jasne.
Napisałam szybko. Co innego miałam zrobić?
Na odpowiedz też nie musiałam czekać.
Będę u ciebie ok. 20.
Mark był wcześniej. Aż pół godziny wcześniej niż się zapowiedział, ale na to własnie byłam przygotowana. Mój przyjaciel nienawidził się spóźniać i spóźnialskich też nienawidził.
- Cześć - powiedział, gdy otwarłam mu drzwi.
- Hej! - Mark przyjrzał się mojej sukience bardzo uważnie. Jakby chciał zobaczyć jakiego ściegu użyto do jej uszycia.
- Ślicznie wyglądasz, Nelle.
- Dziękuję, ty również dobrze. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Z Markiem wszystko było jasne. Bez zbędnych komplikacji, niedomówień i w ogóle ogólnie dobrze. Dlatego tak bardzo za nim przepadałam.
- To, którym cackiem jedziemy? - zapytał Mark, gdy znaleźliśmy się w garażu pełnym drogich i wymyślnych aut.
Szczerze nie byłam pewna co zostawił mi Luke, którego poprosiłam o samochód. Niby mówiłam Anthony'emu, że w Ameryce nie jeżdżę, ale potem stwierdziłam, że może jednak auto mi się przyda.
Nacisnęłam otwartą kłódkę na auto pilocie. Moim oczom ukazało się BMW MONSTER. Wielki co najmniej jak stodoła. Zmroziło mi ręce, gdy do zobaczyłam.
- Cześć - mruknęłam, gdy dziewczyna otwarła drzwi. Czułam jej wzrok na sobie. Nie wyglądała, źle. Ja w sumie też nie. - Idziemy? - zapytałam, gdy znudziło mnie stanie w drzwiach.
- Jasne - Charlotte wzięła torebkę i zamknęła za sobą drzwi.
- Co? - zapytała parząc na przyglądającego jej się Mark'a - Gemma, mnie tak odstawiła.
- Nie, no. Jest okay.
Wsiedliśmy do BMW.
- Debile!! Cholera jasna! - krzyknęłam przekręcając kluczyk w stacyjce. Odpaliłam, ale od razu zgasiłam silnik. To BMW było dla mnie zbyt... nowoczesne i takie dziwne... Po za tym te Amerykańskie auta mają tą kierownicę zdecydowanie ze złej strony. No i definitywnie, obecność Charlotte jakoś bardzo mnie stresowała.
- Co jest? - zapytała.
- Boję się to prowadzić... Mój głupi kuzyn i jego głupi kumple (jak się później okazało, to auto Freddiego xd) nie posiadają widocznie normalnego auta - wysiadłam z samochodu i usiadłam na tylnym siedzeniu z założonymi rękami.
- Charlotte, mogłabyś? - zapytał Mark.
- Nie - odparła blondynka - Wiesz...po prostu...jestem...trochę pijana.
Mark parsknął śmiechem, a ja ukryłam uśmiech w dłoniach.
- Dobrze, ja poprowadzę - zrezygnowany Mark usiadł na miejscu kierowcy i powoli ruszył. Żadna z nas nie drążyła tamatu. Być może dlatego, że ja nuciłam sobie pod nosem, a Charlotte odczuwała skutki uboczne picia alkoholu.
______________________________________
Uśmiałam się z tego rozdziału lol
tak koszmarnie nudnego jeszcze nie było xd ale NIC. zupełnie nic. nawet moi chłopcy mnie nie zainspirowali :c
jakiś czas temu... wszystko wyglądało lepiej xd
ok.
macie jeszcze zdjęcie Cann, oceńcie, która wyglądała lepiej :*
Kocham WAS <3 <3 <3
dacie radę do 13 szczęśliwych komentarzy??
Greetings & Kisses.
PS. Powód tytułu: Transylvania
piątek, 14 lutego 2014
16. You can't sit with us :(
Dla kochanej Elizabeth .x
Anthony składał mokre pocałunki na mojej szyi co doprowadzało mnie do
szaleństwa.
Dyrektor Adams gdzieś zniknął i na korytarzu byliśmy tylko we
dwoje. Tone wybrał takie miejsce, którego kamery monitoringu nie obejmowały.
Całował mnie coraz bardziej zachłannie, a ja nie chciałam przerywać. Jego
dłonie sprawnie rozpięły guziki mojej koszuli. Wiedziałam, że idziemy za
daleko, że nie jestem na to gotowa.
- Tone - powiedziałam stanowczo. Chłopak odsunął się ode mnie i pomógł mi
zapiąć koszulę. - Dziękuję - mruknęłam łapiąc go za rękę.
Anthony otwarł drzwi do niewielkiej sali, pełnej obrazów wiszących na ścianach,
map i innych koniecznych w nauce pomocy.
- Anthony! - jęknęła nauczycielka.
- We własnej osobie! I przyprowadziłem kogoś!
Ladies and gentleman oto Cannelle King! - przedstawił mnie Tony z
niepotrzebnym afiszem.
- Ty jesteś tą piosenkarką? - zapytał ktoś z tyłu.
- To dokładnie ona! - odparł Anthony.
- Czy Cannelle nie umie mówić? - zaśmiał się ktoś inny.
- Umiem mówić - odpowiedziałam trochę zbita z tropu.
- Świetnie - powiedziała sarkastycznie nauczycielka.
Była ona wysoką
blondynką z mocno czerwonymi ustami. Była śliczna. - Anthony i ty... Clarise
siadajcie.
Po klasie rozległ się szmer.
- Jestem Cannelle - poprawiłam uprzejmie.
- Nie ważne - odparła kobieta.
Ruszyłam na jedyne wolne miejsce, na końcu klasy. Gdy szłam w jednej z ławek
zauważyłam Elandor, która podała mi karteczkę. zajęłam swoje nowe miejsce.
Wyjęłam notatnik, pióro i rozwinęłam wiadomość od El.
"Jak na moje oko, to Blair leci na Anthony'ego. Trzymaj go mocno.
xx"
Po przeczytaniu tego, nie mogłam powstrzymać nagłego wybuchu śmiechu.
Parsknęłam.
Oczy wszystkich 16 osób znalazły się na mnie. Większość była uśmiechnięta.
No może po za nauczycielką.
- Co się śmieszy? Czy powiedziałam coś śmiesznego?
- Nie, ja tylko...
- 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0... Spokojnie Blair. Spokojnie.
Co ty sobie do cholery wyobrażasz? - kobieta zrobiła się cała czerwona.
mniej więcej tak samo jak szminka na jej ustach. - Wydaje ci się, że co?
Nie mamy tu taryfy ulowej dla jakiś pieprzonych piosenkareczek. - w tym
momencie drzwi się otwarły.
- Pani Parker?
- Oh - kobieta upadła na podłogę.
Dyrektor Adams wbiegł do sali.
podniósł nauczycielkę z podłogi i razem z jakimś chłopakiem, który na pewno nie
był Anthonym wynieśli kobietę z sali.
- Świetna z niej aktorka - mruknął Tom przeżuwając swój makaron. Ja, Elandor
i chłopcy z Secret House siedzieliśmy w stołówce. Nie było z nami jedynie
Luke'a, który już jakiś czas skończył to liceum, ale on nie był oficjalnym
członkiem zespołu. Dyrektor Adams, kazał mam i drugiej klasie (klasie w której
był Leon i Freddie) siedzieć w stołówce do czasu swojego powrotu.
- Wszyscy dobrze wiemy, dlaczego ona to zrobiła – mruknął Leon
- Co zrobiła? – zapytałam.
- No tak, tylko jaki w tym sens? – Tom olał to, że cokolwiek powiedziałam i
nadal prowadził tylko męska rozmowę z Leonem i Freddiem.
- To miłość. – odparł Leon, obejmując Elandor ramieniem. Dziewczyna speszyła
się lekko a na jej twarzy zagościł uśmiech i rumieniec. Jaką oni byli słodką
parą!!!
- Tak, przecież wszyscy wiemy, że Anthony i Blair coś ze sobą kręcą –
odezwał się Freddie. Mówiąc to delikatnie walnął Tony’ego w bok.
- Nawet tak nie żartuj! – oburzył się mój Tone.
- O co chodzi? – spytałam na tyle głośno by mieć pewność, że mnie usłyszeli.
- Blair Parker wydaje się mieć chrapkę na naszego Anthony’ego – wyjaśnił mi
spokojnie Fred. – To trwa już drugi rok.
- Ostatnio, gdy Tone umawiał się z jakąś Angeliką, Blair hejtowała, wysyłała
jej groźby, straszyła ją w internecie. Dziewczyna zmieniła szkołę, nie? –
ciągnął Tom.
- Tak. A najlepsze było to, że oni mieli razem robić projekt. Po to te całe spotkania…
- dodał Leon.
- Nie zgłosiła tego gdzieś? – zapytałam.
- Zgłosiła. Ale policja nic nie znalazła.Blair nie jest taka głupia. Nie doszli do niej po niczym. Nawet
po numerze IP. Wysyłała wszystko ze wspólnych komputerów w bibliotece, czy kafejce.
Oficjalnie my też nic nie wiemy –
uściślił Freddie.
- Rozumiem.
Po chwili głupkowatej rozmowy na temat… w sumie nie wiem o czym oni
rozmawiali, do naszego stolika podeszła dziewczyna.
Była ładną blondynką.
Wydało mi się, że siedziała przede mną na feralnej
lekcji angielskiego z Blair Parker.
- Cześć – powiedziała. Nikt po za mną i El nie zwrócił na nią uwagi. Moja przyjaciółka
wstała.
- Cześć Rose – powiedziała przyjaźnie. To było trochę awkward. Chłopcy ją
ignorowali, a Elandor z nią rozmawiała.
- O co chodzi? – spytałam Anthony’ego.
- Oh – zdziwił się chłopak. – Ona? Nie wiem kim jest. Nie należy do naszej
paczki.
Serio? Koledzy Anthony’ego byli tak okropnie snobistyczni?
Spodziewałabym się tego po moim kochanym kuzynie, ale nie po kimś takim jak
Freedie, Anthony czy Tom!
- Cześć – zwróciłam się do dziewczyny. Zrobiłam przy tym wstawaniu dużo
zamieszania, żeby zwrócić na siebie uwagę tych głupoli.
- Hej – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Jestem Cannelle King, a ty?
- Rose Jackson – odparła dziewczyna. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. – Cóż, ja będę już szła.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła.
Miny chłopaków świadczyły, że byli zaszokowani. Uśmiechnęłam się
triumfalnie.
- PO CO TO ZROBIŁAŚ?
___________________________________
Walentynkowy rozdział!
Rozpiera mnie radość!!!
Dostałam płytę!!!!
McFly!! All the GREATEST Hits!!!!
Idealny walentynkowy prezent <3
Dziękuję!
co myślicie o tym rozdziale?? Pojawiają się dwie nowe bohaterki :)
aha i chciałam powiadomić, że zawiesiłam MRS. HIGHWAY ~ do odwołania.
w zakładce Kontakt jest do mnie kontakt. wzakładce bohaterowie - nowe bohaterki :)
POZDRAWIAM <3
liczę na komentarze :)
niedziela, 9 lutego 2014
15. Fancy Pants ^_^
Dla Nikola Horan :*
'huehuehue :< nikt nie zgadł kogo całował Anthony :* jestem ciekawa co o tym myślicie?'
Anthony całujący Charlotte.
To nawet trudne ich sobie razem wyobrazić, zwłaszcza, że Tony był nią zupełnie niezainteresowany. Obudziłam się z krzykiem.
Moja mama dotarła do mnie po kilku minutach. Jestem pewna, że najpierw była u Mary, bo mojej siostrze często zdarzały się takie akcje.
- Cannelle, skarbie? Czy wszystko w porządku? - zapytała kobieta zatrzymując się w drzwiach. Nie było sensu, by wchodziła dalej.
Potwierdziłam, że wszystko w porządku, a mama wróciła do siebie. Przez resztę rana nie zmrużyłam oka. Wstałam z łóżka, ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i poszłam do salonu, gdzie oglądałam powtórki jakiś seriali.
Dzisiaj miałam przedstawić wytwórni 5 piosenek , a miałam zaledwie dwie. Jednak nie martwiłam się o to.
Koło ósmej zadzwonił Charles i powiedział, że jest spotkanie o 10 na którym muszę być, z którymś z rodziców.
Zaoferował się mój tata.
- Pójdę z Cannelle i raz na zawsze załatwię tę sprawę z Charles'em - powiedział do mamy, przy porannym kubku kawy.
O 9:56 ja i mój tata siedzieliśmy w dużej sali konferencyjnej. Podano nam ciastka i kawę, był również szwedzki stół i fontanna z czekoladą. Jednak nie poszłam tam żeby coś zjeść, a na spotkanie w sprawie mojej przyszłości.
- Witam państwa - powiedział siwy, stary koleś w dobrze dopasowanym, czarnym garniturze - Jako dyrektor wytwórni chciałbym przeprosić Cannelle i jej rodzinę za wszystkie nie dogodności, które państwa spotkały z naszej strony. Mam jednak nadzieję, że nie będą państwo nas krytykować za naszymi plecami... - tata spojrzał na mnie dziwnie. A ja pokręciłam głową.
- Przepraszam - mój ojciec wstał.
- Słucham panie Knight - rzucił siwy koleś.
- King. Victor King - poprawił mój tata - Cannelle rezygnuje z współpracy z pańską wytwórnią dlatego, że otrzymała propozycję od Laury Perkins i Sophisticated Records.
Gdy mój tata przemawiał, ja doszłam do przełomowego odkrycia. Laura Perkins, była matką Charlotte Perkins. Żadna z nie przypominała drugiej. Były zupełnie różne. Charlotte była blondynką, a Laura miała czarne włosy. Miały różne nosy, usta i przede wszystkim brwi.
Gdyby nie ten okropny sen i to, że ciągle mam Charlotte w głowie, nigdy bym na to nie wpadła.
- Dobrze, potrzebujemy podpisu Cannelle i pańskiego - siwy mężczyzna zrobił nacisk na moje imię, jakby zauważył, że odpłynęłam. Wyjęłam swoje pióro z torebki i zamaszystym ruchem podpisałam dokument. O 10:30 byłam wolna. Wolna niczym ptak.
- To gdzie jedziemy teraz? - zapytał tata.
- Mógłbyś zawieść mnie do Elandor?
- Jasne - odparł tata.
Wsiedliśmy do samochodu, który podarował nam wujek Kevin. Mimo, że moi rodzice protestowali i wcale nie chcieli go wziąć.
- A teraz piosenka z najnowszej płyty naszego ukochanego zespołu The Secret House. Kawałek nosi tytuł 'Fancy Pants'.
- Her voice, her hair, her nose, her face I love her (fancy pants)
her eyes, her house, her job, her style I love her just the way she is.
She wear fancy pants, and I love her.
She is my crush, so I love her.
She never gonna tell hers dad, but I love her.
And I love hers FANCY PANTS.
- Fantazyjne spodnie - roześmiał się tata. - Czego to ci ludzie nie wymyślą dla sławy i pieniędzy.
Wcale się z nim nie zgadzałam. Piosenka Anthony'ego o 'fantazyjnych spodniach' była super. Bo tu chodziło o to, że on kocha ją taką jaką jest i kocha ją nawet jeżeli ona ubiera te fantazyjne spodnie bo on też je kocha. Kocha swoją dziewczynę w fancy pants.
U Elandor w domu było święto. Jej matka wróciła. El przyjaźnie odmówiła spotkania, pozostawiając mnie na lodzie.
Ale od czego ma się chłopaka?
Po jednym telefonie Anthony czekał na mnie w Starbucks'ie. Choć jeszcze nic nie było oficjalnie, my we dwoje zachowywaliśmy się jak para. Buziaczki, czułe słówka, długie tulenie i trzymanie za ręce.
- Chciałabyś coś zobaczyć? - zapytał, gdy skończyłam swoje Frappuccino.
- Oczywiście.
Wtuleni w siebie ruszyliśmy na przeciw październikowej pogodzie. Było słonecznie, ale chłodno. Nie wędrowaliśmy długo. Tylko do samochodu Anthony'ego. Chłopak usiadł po lewej na miejscu kierowcy.
- Jeździsz samochodem? - zapytał, gdy przemierzaliśmy ulice Nowego Jorku.
- Tylko po poprawnej stronie ulicy - Anthony wybuchł śmiechem.
- Uważasz, że wy jeździcie poprawnie? Po lewej stronie?
- Tak.
- Tylko ta wasza głupia wyspa tak jeździ.
- Ona nie jest głupia - oburzyłam się, akurat w momencie, w którym Anthony zatrzymał samochód na czerwonym świetle.
- Lubię jak się złościsz - mruknął i przyciągnął moje usta do swoich. Nie mieliśmy czasu na długi pocałunek, ale paparazzi zdarzył niestety wykonać swoją pracę. Jutro wszystkie nagłówki będą o mnie i Anthony'm.
- Witamy panie Bevan - uśmiechnęła się do Toniego dość młoda blondynka o idealnej figurze i stroju biurowym. Zemdliło mnie na ten widok przez co mocniej ścisnęłam dłoń Anthony'ego.
Na twarzy chłopaka pojawił się bezczelny uśmiech. Byłam zazdrosna.
- Też cię kocham, Cannelle - wyznał szczerze, gdy wsiedliśmy do windy. Nie wiem co to był za budynek, ale Anthony wydawał się znać go świetnie. Wsiedliśmy na przed ostatnim piętrze, bo tylko tam dojeżdżała winda.
- Zamknij oczy - rozkazał, a ja to posłusznie zrobiłam. Zupełnie nie spodziewałam się tego co mnie spotkało. Anthony załatwił helikopter, do którego wsiedliśmy. Widziałam cały Nowy Jork z lotu ptaka. Cały czas trzymając mojego Toniego za rękę. Nie wiedziałam czy są jakieś ważniejsze słowa niż "Kocham Cię", które co chwilę szeptałam Anthony'emu we włosy, a on odpowiadał tym samym. Czy to tak prosto mówić komuś, że go się kocha? Kalkulując z milion milionów razy dziennie? Gdyby Anthony kiedykolwiek powiedział, że go nie kocham, chybabym go rzuciła.
Pewnego październikowego dnia poszłam do szkoły. West High School nie przyciągało mnie do siebie. Było okropnie nowoczesne, a ja lepiej się czuję w ceglastych, angielskich budynkach. Przy wejściu spotkałam Elandor i Leona. Roześmianych i trzymających się za ręce. El szybko oprowadziła mnie po korytarzu pierwszego piętra, a Leon pokazał mi gdzie znajduję się gabinet dyrektora, w którym miałam się zjawić.
- Cannelle King? - podszedł do mnie mężczyzna na oko 30 letni.
- Witaj w skromnych progach West High School! - takie skromne to one nie były. - Jestem dyrektor Henry Adams. - był bardzo młody jak na dyrektora, podał mi dłoń. Gdy ja podawałam mu swoją zadzwonił dzwonek. - Oto twój plan lekcji - wręczył mi blankiecik z wypisanymi godzinami i przedmiotami. - A teraz chodźmy, bo zaczął ci się angielski. - ruszyliśmy korytarzem. Nagle usłyszeliśmy kroki. Dyrektor Adams zatrzymał się natychmiast, a jego twarz zrobiła się czerwona jak burak.
- Panie Bevan - krzyknął nawet się nie odwracając. Stukot obcasów był coraz bliżej. Odwróciłam się pół sekundy szybciej niż dyrektor, bo ciekawość zżerała mnie czy to na prawdę Anthony.
- Dzień dobry panie Adams - zaczął mój Tone, puszczając do mnie oko.
- Panie Bevan czy nie ma pan zegarka?
- Mam - odparł Tony. Dyrektor Adams był wściekły, czułam to stojąc obok niego.
- W ramach pokuty za spóźnienia, zostaniesz dzisiaj po lekc -
- Ja mam lepszy pomysł. - przerwał mu Anthony. - Zajmę się Cannelle.
Zdezorientowany Henry Adams patrzył raz na mnie, raz na Anthony'ego.
- Choć Cann, angielski nam mija - chłopak złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę sali.
____________________________________________
*link do piosenki z poprzedniego rozdziału :) Light me up *
tekst kursywą, to piosenka, którą sama wymyśliłam o trzeciej w nocy z czwartku na sobotę wzorowana na piosence She's so lovely z filmu, który uwielbiam i polecam Angus, stringi i przytulanki (o wiele lepiej ogląda się oryginalną ścieżkę, albo z napisami, słychać wtedy brytyjski akcent <3)
co myślicie o tym rozdziale?
w końcu zaczyna się dziać <3
Pozdrawiam i proszę o komentarze i linki do waszych blogów!!
'huehuehue :< nikt nie zgadł kogo całował Anthony :* jestem ciekawa co o tym myślicie?'
Anthony całujący Charlotte.
To nawet trudne ich sobie razem wyobrazić, zwłaszcza, że Tony był nią zupełnie niezainteresowany. Obudziłam się z krzykiem.
Moja mama dotarła do mnie po kilku minutach. Jestem pewna, że najpierw była u Mary, bo mojej siostrze często zdarzały się takie akcje.
- Cannelle, skarbie? Czy wszystko w porządku? - zapytała kobieta zatrzymując się w drzwiach. Nie było sensu, by wchodziła dalej.
Potwierdziłam, że wszystko w porządku, a mama wróciła do siebie. Przez resztę rana nie zmrużyłam oka. Wstałam z łóżka, ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i poszłam do salonu, gdzie oglądałam powtórki jakiś seriali.
Dzisiaj miałam przedstawić wytwórni 5 piosenek , a miałam zaledwie dwie. Jednak nie martwiłam się o to.
Koło ósmej zadzwonił Charles i powiedział, że jest spotkanie o 10 na którym muszę być, z którymś z rodziców.
Zaoferował się mój tata.
- Pójdę z Cannelle i raz na zawsze załatwię tę sprawę z Charles'em - powiedział do mamy, przy porannym kubku kawy.
O 9:56 ja i mój tata siedzieliśmy w dużej sali konferencyjnej. Podano nam ciastka i kawę, był również szwedzki stół i fontanna z czekoladą. Jednak nie poszłam tam żeby coś zjeść, a na spotkanie w sprawie mojej przyszłości.
- Witam państwa - powiedział siwy, stary koleś w dobrze dopasowanym, czarnym garniturze - Jako dyrektor wytwórni chciałbym przeprosić Cannelle i jej rodzinę za wszystkie nie dogodności, które państwa spotkały z naszej strony. Mam jednak nadzieję, że nie będą państwo nas krytykować za naszymi plecami... - tata spojrzał na mnie dziwnie. A ja pokręciłam głową.
- Przepraszam - mój ojciec wstał.
- Słucham panie Knight - rzucił siwy koleś.
- King. Victor King - poprawił mój tata - Cannelle rezygnuje z współpracy z pańską wytwórnią dlatego, że otrzymała propozycję od Laury Perkins i Sophisticated Records.
Gdy mój tata przemawiał, ja doszłam do przełomowego odkrycia. Laura Perkins, była matką Charlotte Perkins. Żadna z nie przypominała drugiej. Były zupełnie różne. Charlotte była blondynką, a Laura miała czarne włosy. Miały różne nosy, usta i przede wszystkim brwi.
Gdyby nie ten okropny sen i to, że ciągle mam Charlotte w głowie, nigdy bym na to nie wpadła.
- Dobrze, potrzebujemy podpisu Cannelle i pańskiego - siwy mężczyzna zrobił nacisk na moje imię, jakby zauważył, że odpłynęłam. Wyjęłam swoje pióro z torebki i zamaszystym ruchem podpisałam dokument. O 10:30 byłam wolna. Wolna niczym ptak.
- To gdzie jedziemy teraz? - zapytał tata.
- Mógłbyś zawieść mnie do Elandor?
- Jasne - odparł tata.
Wsiedliśmy do samochodu, który podarował nam wujek Kevin. Mimo, że moi rodzice protestowali i wcale nie chcieli go wziąć.
- A teraz piosenka z najnowszej płyty naszego ukochanego zespołu The Secret House. Kawałek nosi tytuł 'Fancy Pants'.
- Her voice, her hair, her nose, her face I love her (fancy pants)
her eyes, her house, her job, her style I love her just the way she is.
She wear fancy pants, and I love her.
She is my crush, so I love her.
She never gonna tell hers dad, but I love her.
And I love hers FANCY PANTS.
- Fantazyjne spodnie - roześmiał się tata. - Czego to ci ludzie nie wymyślą dla sławy i pieniędzy.
Wcale się z nim nie zgadzałam. Piosenka Anthony'ego o 'fantazyjnych spodniach' była super. Bo tu chodziło o to, że on kocha ją taką jaką jest i kocha ją nawet jeżeli ona ubiera te fantazyjne spodnie bo on też je kocha. Kocha swoją dziewczynę w fancy pants.
U Elandor w domu było święto. Jej matka wróciła. El przyjaźnie odmówiła spotkania, pozostawiając mnie na lodzie.
Ale od czego ma się chłopaka?
Po jednym telefonie Anthony czekał na mnie w Starbucks'ie. Choć jeszcze nic nie było oficjalnie, my we dwoje zachowywaliśmy się jak para. Buziaczki, czułe słówka, długie tulenie i trzymanie za ręce.
- Chciałabyś coś zobaczyć? - zapytał, gdy skończyłam swoje Frappuccino.
- Oczywiście.
Wtuleni w siebie ruszyliśmy na przeciw październikowej pogodzie. Było słonecznie, ale chłodno. Nie wędrowaliśmy długo. Tylko do samochodu Anthony'ego. Chłopak usiadł po lewej na miejscu kierowcy.
- Jeździsz samochodem? - zapytał, gdy przemierzaliśmy ulice Nowego Jorku.
- Tylko po poprawnej stronie ulicy - Anthony wybuchł śmiechem.
- Uważasz, że wy jeździcie poprawnie? Po lewej stronie?
- Tak.
- Tylko ta wasza głupia wyspa tak jeździ.
- Ona nie jest głupia - oburzyłam się, akurat w momencie, w którym Anthony zatrzymał samochód na czerwonym świetle.
- Lubię jak się złościsz - mruknął i przyciągnął moje usta do swoich. Nie mieliśmy czasu na długi pocałunek, ale paparazzi zdarzył niestety wykonać swoją pracę. Jutro wszystkie nagłówki będą o mnie i Anthony'm.
- Witamy panie Bevan - uśmiechnęła się do Toniego dość młoda blondynka o idealnej figurze i stroju biurowym. Zemdliło mnie na ten widok przez co mocniej ścisnęłam dłoń Anthony'ego.
Na twarzy chłopaka pojawił się bezczelny uśmiech. Byłam zazdrosna.
- Też cię kocham, Cannelle - wyznał szczerze, gdy wsiedliśmy do windy. Nie wiem co to był za budynek, ale Anthony wydawał się znać go świetnie. Wsiedliśmy na przed ostatnim piętrze, bo tylko tam dojeżdżała winda.
- Zamknij oczy - rozkazał, a ja to posłusznie zrobiłam. Zupełnie nie spodziewałam się tego co mnie spotkało. Anthony załatwił helikopter, do którego wsiedliśmy. Widziałam cały Nowy Jork z lotu ptaka. Cały czas trzymając mojego Toniego za rękę. Nie wiedziałam czy są jakieś ważniejsze słowa niż "Kocham Cię", które co chwilę szeptałam Anthony'emu we włosy, a on odpowiadał tym samym. Czy to tak prosto mówić komuś, że go się kocha? Kalkulując z milion milionów razy dziennie? Gdyby Anthony kiedykolwiek powiedział, że go nie kocham, chybabym go rzuciła.
Pewnego październikowego dnia poszłam do szkoły. West High School nie przyciągało mnie do siebie. Było okropnie nowoczesne, a ja lepiej się czuję w ceglastych, angielskich budynkach. Przy wejściu spotkałam Elandor i Leona. Roześmianych i trzymających się za ręce. El szybko oprowadziła mnie po korytarzu pierwszego piętra, a Leon pokazał mi gdzie znajduję się gabinet dyrektora, w którym miałam się zjawić.
- Cannelle King? - podszedł do mnie mężczyzna na oko 30 letni.
- Witaj w skromnych progach West High School! - takie skromne to one nie były. - Jestem dyrektor Henry Adams. - był bardzo młody jak na dyrektora, podał mi dłoń. Gdy ja podawałam mu swoją zadzwonił dzwonek. - Oto twój plan lekcji - wręczył mi blankiecik z wypisanymi godzinami i przedmiotami. - A teraz chodźmy, bo zaczął ci się angielski. - ruszyliśmy korytarzem. Nagle usłyszeliśmy kroki. Dyrektor Adams zatrzymał się natychmiast, a jego twarz zrobiła się czerwona jak burak.
- Panie Bevan - krzyknął nawet się nie odwracając. Stukot obcasów był coraz bliżej. Odwróciłam się pół sekundy szybciej niż dyrektor, bo ciekawość zżerała mnie czy to na prawdę Anthony.
- Dzień dobry panie Adams - zaczął mój Tone, puszczając do mnie oko.
- Panie Bevan czy nie ma pan zegarka?
- Mam - odparł Tony. Dyrektor Adams był wściekły, czułam to stojąc obok niego.
- W ramach pokuty za spóźnienia, zostaniesz dzisiaj po lekc -
- Ja mam lepszy pomysł. - przerwał mu Anthony. - Zajmę się Cannelle.
Zdezorientowany Henry Adams patrzył raz na mnie, raz na Anthony'ego.
- Choć Cann, angielski nam mija - chłopak złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę sali.
____________________________________________
*link do piosenki z poprzedniego rozdziału :) Light me up *
tekst kursywą, to piosenka, którą sama wymyśliłam o trzeciej w nocy z czwartku na sobotę wzorowana na piosence She's so lovely z filmu, który uwielbiam i polecam Angus, stringi i przytulanki (o wiele lepiej ogląda się oryginalną ścieżkę, albo z napisami, słychać wtedy brytyjski akcent <3)
co myślicie o tym rozdziale?
w końcu zaczyna się dziać <3
Pozdrawiam i proszę o komentarze i linki do waszych blogów!!
środa, 5 lutego 2014
14. You light me up
Dla Nicol Styles <3
'mam nadzieję, że się spodoba'
I'm finding my heart
Using my hands
You're my fit on the ground
My footprints
From where I began I still Carry your love
I feel your love
(...)
We start runing, runing to Escape this town
We don't know where we're Goin 'til we turn up.
Now keep on running, running
I can't slow down
And if I'm lost my shadows fall
You light me up
When all I see is darkness
You light me up
When I'm down
And if I fall apart
You know where to find my pieces
When they gon' be found
Za nim Anthony po mnie przyszedł zdążyłam spisać to co leżało mi na sercu.
Elandor stwierdziła, że to niezły materiał na piosenkę i postanowiła zająć się melodią w czasie, gdy ja miałam być na randce z Tony'm. Leon nie był zbytnio zadowolony, że Bevan gdzieś się wybiera, skoro i tak miał niewiele czasu, ale obiecał, że pomoże Elandor.
Ubrana w sukienkę od El siedziałam w salonie mojego mieszkania.
Bałam się, że Anthony nie przyjdzie, ale się pojawił. Gdy tylko go ujrzałam stojącego na korytarzu, przygryzłam wargę. Wyglądał lepiej niż rano. Miał na sobie czarny płaszcz w którym wyglądał tak bosko, że moje nogi miękły. Za pamięci spisałam kartę, że wychodzę i że Mary też gdzieś jest. Powiesiłam ją później na lustrze w przed pokoju.
Narzuciłam na siebie marynarkę i byłam gotowa do wyjścia.
- Czy to będzie dziwne, gdy złapię cię za rękę? - zapytał Anthony, gdy szliśmy ulicą.
- To zależy - odparłam.
- Niby od czego?
- Na przykład od tego co chcesz przekazać...
- A gdybym chciał przekazać, że idę na randkę z najcudowniejszą dziewczyną na świecie, to wtedy będzie dziwne czy nie?
- Raczej nie - zmarszczyłam nos, czując jak smukłe palce Anthony'ego wplatają się w moje. Nazwał mnie najcudowniejszą dziewczyną na świecie. Moje serce rozpłynęło się jak czekolada na słońcu. Teraz byłam pewna, że to co między mną i Anthony'm to nie byle jakie słowa i czyny, a coś na posmak prawdziwej miłości.
Restauracja, w której Anthony dokonał rezerwacji, do złudzenia przypominała moją ulubioną Royal Restaurant w Londynie. Była urocza i we francuskim stylu. Brakowało tu tylko ludzi w beretach z bagietkami i rowerami, a poczułabym się jak w Paryżu.
Na przystawkę Anthony wybrał nam jakiś krem warzywny i mimo wszystko był przepyszny. Drugie danie to u mnie była norma - menu dziecięce. Mój żołądek nie przyswajał raczej informacji, że jestem już praktycznie dorosła i że powinnam jeść tyle co normalni ludzie. Gdy ja wcinałam fryteczki, kurczaczka i marcheweczki, Anthony zajadał się łososiem.
- Ha ha, a ty nie dostałeś zabaweczki, a ja mam - zauważyłam z wyższością.
- Jak to? - oburzył się Anthony. A za nim zdążyłam coś powiedzieć, kelner już zbierał uwagi Tony'ego.
- I mimo, że wydaje się panu, że wykonał pan swoją robotę dobrze, ja mówię nie - krzyczał, a przy ostatnim zdaniu uderzył pięścią w stół. - Przynieś mi zabaweczkę i będzie po sprawie - dodał jakby nigdy nic. Pokręciłam głową niedowierzając.
Kelner już wracał z prezentem dla Anthony'ego. Przejął się chłopak.
- Dziękuję bardzo - mruknął Bevan wsuwając chłopakowi banknot do kieszonki.
Anthony szybko rozdarł opakowanie i wypadły z niego sztuczne oczy.
Chłopak od razu przyłożył je do swoich i zaczął się wydurniać.
- Ble jestem kosmitą ble i pożeram śliczne, brytyjskie piosenkarki, ble które siedzą przede mną, ble ble.
Mimo wszystko się uśmiechnęłam. Anthony był uroczy i miły, a na jego widok zachęcał moje serce do tańczenia jive'a.
Po skończonej kolacji poszliśmy na spacer.
Anthony przez cały czas bawił się moimi dłońmi i pierścionkami na moich palcach.
- Cannelle? - usłyszałam głos, stojąc w kolejce na młyńskie koło. Nie było ono zbyt wielkie i interesujące, ale chciałam zobaczyć horyzont i miasto z tej wysokość. London Eye było dwa, albo trzy razy większe. - Cannelle, to ty?
- Znasz tych dziwnych ludzi? - zapytał Anthony konspiracyjnym szeptem.
- To Mark Woods i Charlotte Perkins - odszepnęłam. - Cześć Mark - odwróciłam się w stronę mojego znajomego - Mark, Anthony. Anthony, Mark - przedstawiłam sobie chłopaków. - A to Charlotte. Anthony poznaj Charlotte. - powiedziałam przyjaźnie. Anthony niechętnie spojrzał na dziewczynę, ale przy tym nawet na chwilę nie puścił mojej ręki. W końcu miałam chłopaka, który nie patrzył na inne dziewczyny. Co było trochę dziwne, bo Charlotte na pewno była ładna. Ładniejsza ode mnie, a Anthony nie poświęcił jej nawet minuty swojej uwagi.
Gdy usiedliśmy w wagoniku, tylko ja i Anthony, chłopak zaczął mnie rozśmieszać.
- Ale niby co jest nie tak z jej brwiami? - zapytał, ponownie powodując u mnie zaburzenia śmiechowo-oddechowe. - Takie brwi to chyba żyją własnym życiem, nie? Jest na to jakaś specjalistyczna nazwa? Krzaczasta brew? Albo coś w tym stylu?
- Jedyne co wiem o brwiach to to, że te Liverpool'skie są sławne i grube.
- Czy ona wygląda na kogoś z Liverpool'u?
- Nie - odpowiedzieliśmy zgodnie.
Z naszego wagonika mieliśmy świetny widok na panoramę Nowego Jorku i na wagonik Mark'a i Charlotte, których nieuprzejmie obgadywaliśmy.
- Jak długo znasz Mark'a? - zapytał w pewnej chwili Tone.
- Um...jakieś - szybkie obliczenia w pamięci - 8 lat?
- Tak długo? Wcale nie wygląda na Brytyjczyka.
- Od kilku lat mieszka w USA. Ludzie się zmieniają, a po za tym jego rodzice są stąd.
- Aha - mruknął Anthony. Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie i automatycznie wtuliłam się w Tony'ego. Serce podeszło mi do gardła. Szybko wykonałam znak krzyża i byłam gotowa na śmierć. Ale ona nie nadeszła. Za to Anthony, jak gdyby nic (jakbyśmy wcale nie wisieli z 20 metrów nad ziemią) wstał i wyglądał przez okno.
- Boisz się Cannelle? - zapytał.
- Trochę - odparłam szczerze.
- Chwilę tu posiedzimy - mruknął.
- Skąd wiesz?
- Bo o to poprosiłem - jego szczery i pewny uśmiech nie pozwolił mi się na niego gniewać - Nie uderzysz mnie i nie nazwiesz idiotą?
- Jesteś idiotą.
- Jestem idiotą - powtórzył - ale idiotą, który cię kocha.
- To znaczy, że jesteś jeszcze większym idiotą - położyłam swoją rękę na jego udzie.
- To zaszczyt być twoim idiotą - wziął moją dłoń i ją pocałował.
- Długo przygotowałeś takie gadki?
- Odkąd się zakochałem.
Potem nastąpił długi pocałunek. Najbardziej bałam się, że cała się obślinię i będzie nieciekawie, ale chyba poszło mi dobrze. Świadczyło o tym to, że tamtego wieczora całowaliśmy się jeszcze z milion razy. Przy każdym takim pocałunku dłonie Anthony'ego krążyły po moim ciele pobudzając różne mięśnie do życia. Anthony wygrał dla mnie na strzelnicy pluszową zebrę, którą nazwał Olly.
- Olly masz się opiekować Cannelle, gdy mnie przy niej nie będzie, zrozumiano? - zwrócił się do zebry. Potrząsnęłam głową pluszaka udając, że nią kiwa.
Anthony odprowadził mnie pod same drzwi do mieszkania, gdzie jeszcze raz mnie pocałował. Bardzo czule, ale nie zachłannie.
- Do zobaczenia, Cannelle.
- Kocham Cię, Tone.
- Ja, też cię kocham pyszczku - przyciągnął moją twarz do swojej i znów pocałował. Następnie odszedł, ale za nim wsiadł do windy, odwrócił się i pomachał.
Gdy weszłam do mieszkania, w środku nie było nikogo. Zerwałam kartkę z lustra, zmięłam ją i wrzuciłam do kosza na śmieci.
Zdjęłam sukienkę i powiesiłam ją na wieszaku. Olly'ego ułożyłam na biurku, na honorowym miejscu. Nie chętnie włączyłam komputer i sprawdziłam pocztę. Znalazłam tam 10 maili od Elandor. W większości były to nagrania demo mojej nowej piosenki w wykonaniu El. Dziewczyna miała dobry głos. Może nawet lepszy od mojego?
Spotkanie Elandor było najlepszym co spotkało mnie w moim życiu. Była najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Nie pomijając Cher, ale ostatnio miewałam wrażenie, że Cher nie byłą moją przyjaciółką.
Mimo, że byłam zmęczona długo nie mogłam zasnąć. Dopiero koło drugiej w nocy, tuląc do siebie Olly'ego zmrużyłam oczy. Śnił mi się Anthony. Anthony całujący dziewczynę, którą nie byłam ja. Anthony całujący...
__________________________________
dobra. dobra. kogo całował Anthony??? ~ pytanie za 100 punktów.
hmm... i co myślicie o tym 14 rozdziale?
Ja osobiście uważam go za nie zły.
jest akcja z Tony'm. Może nie jakaś genialna, ale jest :)
aha i proszę wszystkich o komentowanie. chciałabym zobaczyć ile osób czyta moje wypociny i czy jest sens pisać dalej :)
'mam nadzieję, że się spodoba'
I'm finding my heart
Using my hands
You're my fit on the ground
My footprints
From where I began I still Carry your love
I feel your love
(...)
We start runing, runing to Escape this town
We don't know where we're Goin 'til we turn up.
Now keep on running, running
I can't slow down
And if I'm lost my shadows fall
You light me up
When all I see is darkness
You light me up
When I'm down
And if I fall apart
You know where to find my pieces
When they gon' be found
Za nim Anthony po mnie przyszedł zdążyłam spisać to co leżało mi na sercu.
Elandor stwierdziła, że to niezły materiał na piosenkę i postanowiła zająć się melodią w czasie, gdy ja miałam być na randce z Tony'm. Leon nie był zbytnio zadowolony, że Bevan gdzieś się wybiera, skoro i tak miał niewiele czasu, ale obiecał, że pomoże Elandor.
Ubrana w sukienkę od El siedziałam w salonie mojego mieszkania.
Bałam się, że Anthony nie przyjdzie, ale się pojawił. Gdy tylko go ujrzałam stojącego na korytarzu, przygryzłam wargę. Wyglądał lepiej niż rano. Miał na sobie czarny płaszcz w którym wyglądał tak bosko, że moje nogi miękły. Za pamięci spisałam kartę, że wychodzę i że Mary też gdzieś jest. Powiesiłam ją później na lustrze w przed pokoju.
Narzuciłam na siebie marynarkę i byłam gotowa do wyjścia.
- Czy to będzie dziwne, gdy złapię cię za rękę? - zapytał Anthony, gdy szliśmy ulicą.
- To zależy - odparłam.
- Niby od czego?
- Na przykład od tego co chcesz przekazać...
- A gdybym chciał przekazać, że idę na randkę z najcudowniejszą dziewczyną na świecie, to wtedy będzie dziwne czy nie?
- Raczej nie - zmarszczyłam nos, czując jak smukłe palce Anthony'ego wplatają się w moje. Nazwał mnie najcudowniejszą dziewczyną na świecie. Moje serce rozpłynęło się jak czekolada na słońcu. Teraz byłam pewna, że to co między mną i Anthony'm to nie byle jakie słowa i czyny, a coś na posmak prawdziwej miłości.
Restauracja, w której Anthony dokonał rezerwacji, do złudzenia przypominała moją ulubioną Royal Restaurant w Londynie. Była urocza i we francuskim stylu. Brakowało tu tylko ludzi w beretach z bagietkami i rowerami, a poczułabym się jak w Paryżu.
Na przystawkę Anthony wybrał nam jakiś krem warzywny i mimo wszystko był przepyszny. Drugie danie to u mnie była norma - menu dziecięce. Mój żołądek nie przyswajał raczej informacji, że jestem już praktycznie dorosła i że powinnam jeść tyle co normalni ludzie. Gdy ja wcinałam fryteczki, kurczaczka i marcheweczki, Anthony zajadał się łososiem.
- Ha ha, a ty nie dostałeś zabaweczki, a ja mam - zauważyłam z wyższością.
- Jak to? - oburzył się Anthony. A za nim zdążyłam coś powiedzieć, kelner już zbierał uwagi Tony'ego.
- I mimo, że wydaje się panu, że wykonał pan swoją robotę dobrze, ja mówię nie - krzyczał, a przy ostatnim zdaniu uderzył pięścią w stół. - Przynieś mi zabaweczkę i będzie po sprawie - dodał jakby nigdy nic. Pokręciłam głową niedowierzając.
Kelner już wracał z prezentem dla Anthony'ego. Przejął się chłopak.
- Dziękuję bardzo - mruknął Bevan wsuwając chłopakowi banknot do kieszonki.
Anthony szybko rozdarł opakowanie i wypadły z niego sztuczne oczy.
- Ble jestem kosmitą ble i pożeram śliczne, brytyjskie piosenkarki, ble które siedzą przede mną, ble ble.
Mimo wszystko się uśmiechnęłam. Anthony był uroczy i miły, a na jego widok zachęcał moje serce do tańczenia jive'a.
Po skończonej kolacji poszliśmy na spacer.
Anthony przez cały czas bawił się moimi dłońmi i pierścionkami na moich palcach.
- Cannelle? - usłyszałam głos, stojąc w kolejce na młyńskie koło. Nie było ono zbyt wielkie i interesujące, ale chciałam zobaczyć horyzont i miasto z tej wysokość. London Eye było dwa, albo trzy razy większe. - Cannelle, to ty?
- Znasz tych dziwnych ludzi? - zapytał Anthony konspiracyjnym szeptem.
- To Mark Woods i Charlotte Perkins - odszepnęłam. - Cześć Mark - odwróciłam się w stronę mojego znajomego - Mark, Anthony. Anthony, Mark - przedstawiłam sobie chłopaków. - A to Charlotte. Anthony poznaj Charlotte. - powiedziałam przyjaźnie. Anthony niechętnie spojrzał na dziewczynę, ale przy tym nawet na chwilę nie puścił mojej ręki. W końcu miałam chłopaka, który nie patrzył na inne dziewczyny. Co było trochę dziwne, bo Charlotte na pewno była ładna. Ładniejsza ode mnie, a Anthony nie poświęcił jej nawet minuty swojej uwagi.
Gdy usiedliśmy w wagoniku, tylko ja i Anthony, chłopak zaczął mnie rozśmieszać.
- Ale niby co jest nie tak z jej brwiami? - zapytał, ponownie powodując u mnie zaburzenia śmiechowo-oddechowe. - Takie brwi to chyba żyją własnym życiem, nie? Jest na to jakaś specjalistyczna nazwa? Krzaczasta brew? Albo coś w tym stylu?
- Jedyne co wiem o brwiach to to, że te Liverpool'skie są sławne i grube.
- Czy ona wygląda na kogoś z Liverpool'u?
- Nie - odpowiedzieliśmy zgodnie.
Z naszego wagonika mieliśmy świetny widok na panoramę Nowego Jorku i na wagonik Mark'a i Charlotte, których nieuprzejmie obgadywaliśmy.
- Jak długo znasz Mark'a? - zapytał w pewnej chwili Tone.
- Um...jakieś - szybkie obliczenia w pamięci - 8 lat?
- Tak długo? Wcale nie wygląda na Brytyjczyka.
- Od kilku lat mieszka w USA. Ludzie się zmieniają, a po za tym jego rodzice są stąd.
- Aha - mruknął Anthony. Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie i automatycznie wtuliłam się w Tony'ego. Serce podeszło mi do gardła. Szybko wykonałam znak krzyża i byłam gotowa na śmierć. Ale ona nie nadeszła. Za to Anthony, jak gdyby nic (jakbyśmy wcale nie wisieli z 20 metrów nad ziemią) wstał i wyglądał przez okno.
- Boisz się Cannelle? - zapytał.
- Trochę - odparłam szczerze.
- Chwilę tu posiedzimy - mruknął.
- Skąd wiesz?
- Bo o to poprosiłem - jego szczery i pewny uśmiech nie pozwolił mi się na niego gniewać - Nie uderzysz mnie i nie nazwiesz idiotą?
- Jesteś idiotą.
- Jestem idiotą - powtórzył - ale idiotą, który cię kocha.
- To znaczy, że jesteś jeszcze większym idiotą - położyłam swoją rękę na jego udzie.
- To zaszczyt być twoim idiotą - wziął moją dłoń i ją pocałował.
- Długo przygotowałeś takie gadki?
- Odkąd się zakochałem.
Potem nastąpił długi pocałunek. Najbardziej bałam się, że cała się obślinię i będzie nieciekawie, ale chyba poszło mi dobrze. Świadczyło o tym to, że tamtego wieczora całowaliśmy się jeszcze z milion razy. Przy każdym takim pocałunku dłonie Anthony'ego krążyły po moim ciele pobudzając różne mięśnie do życia. Anthony wygrał dla mnie na strzelnicy pluszową zebrę, którą nazwał Olly.
- Olly masz się opiekować Cannelle, gdy mnie przy niej nie będzie, zrozumiano? - zwrócił się do zebry. Potrząsnęłam głową pluszaka udając, że nią kiwa.
Anthony odprowadził mnie pod same drzwi do mieszkania, gdzie jeszcze raz mnie pocałował. Bardzo czule, ale nie zachłannie.
- Do zobaczenia, Cannelle.
- Kocham Cię, Tone.
- Ja, też cię kocham pyszczku - przyciągnął moją twarz do swojej i znów pocałował. Następnie odszedł, ale za nim wsiadł do windy, odwrócił się i pomachał.
Gdy weszłam do mieszkania, w środku nie było nikogo. Zerwałam kartkę z lustra, zmięłam ją i wrzuciłam do kosza na śmieci.
Zdjęłam sukienkę i powiesiłam ją na wieszaku. Olly'ego ułożyłam na biurku, na honorowym miejscu. Nie chętnie włączyłam komputer i sprawdziłam pocztę. Znalazłam tam 10 maili od Elandor. W większości były to nagrania demo mojej nowej piosenki w wykonaniu El. Dziewczyna miała dobry głos. Może nawet lepszy od mojego?
Spotkanie Elandor było najlepszym co spotkało mnie w moim życiu. Była najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Nie pomijając Cher, ale ostatnio miewałam wrażenie, że Cher nie byłą moją przyjaciółką.
Mimo, że byłam zmęczona długo nie mogłam zasnąć. Dopiero koło drugiej w nocy, tuląc do siebie Olly'ego zmrużyłam oczy. Śnił mi się Anthony. Anthony całujący dziewczynę, którą nie byłam ja. Anthony całujący...
__________________________________
dobra. dobra. kogo całował Anthony??? ~ pytanie za 100 punktów.
hmm... i co myślicie o tym 14 rozdziale?
Ja osobiście uważam go za nie zły.
jest akcja z Tony'm. Może nie jakaś genialna, ale jest :)
aha i proszę wszystkich o komentowanie. chciałabym zobaczyć ile osób czyta moje wypociny i czy jest sens pisać dalej :)
poniedziałek, 3 lutego 2014
13. Lunch with Anthony
Dla Elizabeth .x
Za pytanie kiedy będzie rozdział i za rozmowy i wg za miłe rzeczy i za genialny muzyczny gust.
PS. Pozdrów ode mnie swojego chłopaka. <3
Pamiętnik Cher był grubym, różowym kalendarzem. Gdy go dostałam poczułam dziwny wstrząs.
- Wszystko w porządku? - zapytał Charles.
- Tak - odparłam podtrzymując się o framugę drzwi.
Wrzuciłam własność Cher do torby i wyszłam z domu mojego menadżera.
Będąc w okolicy Central Parku straciłam siłę w nogach. Upadłam na asfaltową alejkę.
Przez ponad 10 minut nie czułam nic poniżej moich ud, a na domiar złego urwał mi się pasek od skórzanej torby i wszystko co było w środku rozsypało się w okół mnie. Po 20 minutach znów ruszyłam do domu.
- Halo?
- Cześć Cannelle - usłyszałam roześmiany głos Anthony'ego po drugiej stronie. Od razu zrobiło mi się lżej.
- Cześć.
- Czy jesteś teraz może gotowa na lunch ze mną?
- Lunch z Tobą? - o mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Anthony roześmiał się słysząc moje zaskoczenie.
- Jak nie chcesz to oczywiście nie będę cię zmuszał - zaczął się wycofywać z danej propozycji.
- No to gdzie i o której się widzimy?
- Czyli jednak chcesz...
- A dlaczego nie?
- 12:00 Sushi Square?
- Jasne.
- Do zobaczenia, Cannelle.
Znalezienie Sushi Square nie było zbyt trudne, a znalezienie Anthony'ego było jeszcze prostsze. Chłopak by przejść z jednej na drugą stronę ulicy zatrzymał z 20 samochodów powodując klaksonową syrenę i rzucając się na pożarcie tym wściekłym ludziom słowami. Jednak Anthony nie był tym ani trochę wzruszony.
- Cześć King.
- Bevan - odparłam uśmiechając się do niego.
- Jak ci mija czas?
- Za nim zadzwoniłeś nie czułam się zbyt dobrze..
- Chcesz powiedzieć, że po moim telefonie poczułaś się lepiej?
- Em...dokładnie.
- Czyżby Magiczne Moce Anthony'ego Bevan'a? - uśmiechnął się obejmując mnie ramieniem. To było tak urocze i tak kochane, że nawet nie zauważyłam jak wtuliłam się w jego tors. Żadnemu z nas nie przeszkadzała ta bliskość.
- Jadłaś kiedyś sushi? - zapytał Tony zajmując miejsce na czarnej, skórzanej kanapie.
- Tak - odparłam.
- Um... To znaczy, że cię nie zaskoczę
- Może następnym razem? - chwilę później załapałam znaczenie moich słów. Anthony przyglądał mi się uważnie z chytrym uśmieszkiem.
- To co powiesz na dziś wieczór? - zapytał Tone przyglądając się to mnie to karcie menu.
- Zwolnij kowboju - krzyknęłam we wnętrzu.
- To jak?
- Jasne - tylko ciekawe kiedy napiszę resztę piosenek.
- A jak ci idzie nowa płyta? - co ty czytasz w myślach?
- Hm... Ciągle pracuję i szukam natchnienia...
- Taki spontaniczny lunch z najprzystojniejszym chłopakiem chodzącym po ziemi nie wystarczy?
- Na pewno wspomnę o tym w którejś piosence.
Popołudnie minęło mi na przebraniu ciuchów i plotkowaniu z Elandor u mnie w pokoju. Mary siedziała u siebie i słuchała smutnej muzyki.
- Co z twoją siostrą? - zapytała El.
- Mary? No cóż. Ona... ma anoreksję i jakieś problemy psychiczne.
- Och... Biedna - mruknęła Elandor
- Nie obgaduje się nieobecnych - usłyszałam z drzwi mojego pokoju. Był to bardzo, bardzo, bardzo znajomy głos.
- My wcale
- Daruj sobie, nie jestem głucha!!
- Więc po co przyszłaś?
- Chciałabym żebyś powiedział rodzicom, że nie wiem kiedy wrócę.
Właśnie wtedy zauważyłam jak moja siostra jest ubrana.
W porównaniu do tych ciuchów, które ubierała na co dzień wyglądała niesamowicie.
Wiedziałam, że jak zapytam gdzie się wybiera to i tak nie otrzymam żadnej konstruktywnej odpowiedzi dlatego pośpiesznie przytaknęłam.
___________________
Przepraszam!!!
Omg. Tak bardzo chciałam to wrzucić wcześniej ale moja bff zabrała kartkę z tym rozdziałem i nie mogłam go odzyskać...
Jest słaby i dziwny, ale ujdzie. Następny będzie za jakiś czas... Za 10 komentarzy ;*
Ps. Dodam zdjęcia jak złapię wolny komputer.
Za pytanie kiedy będzie rozdział i za rozmowy i wg za miłe rzeczy i za genialny muzyczny gust.
PS. Pozdrów ode mnie swojego chłopaka. <3
Pamiętnik Cher był grubym, różowym kalendarzem. Gdy go dostałam poczułam dziwny wstrząs.
- Wszystko w porządku? - zapytał Charles.
- Tak - odparłam podtrzymując się o framugę drzwi.
Wrzuciłam własność Cher do torby i wyszłam z domu mojego menadżera.
Będąc w okolicy Central Parku straciłam siłę w nogach. Upadłam na asfaltową alejkę.
Przez ponad 10 minut nie czułam nic poniżej moich ud, a na domiar złego urwał mi się pasek od skórzanej torby i wszystko co było w środku rozsypało się w okół mnie. Po 20 minutach znów ruszyłam do domu.
- Halo?
- Cześć Cannelle - usłyszałam roześmiany głos Anthony'ego po drugiej stronie. Od razu zrobiło mi się lżej.
- Cześć.
- Czy jesteś teraz może gotowa na lunch ze mną?
- Lunch z Tobą? - o mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Anthony roześmiał się słysząc moje zaskoczenie.
- Jak nie chcesz to oczywiście nie będę cię zmuszał - zaczął się wycofywać z danej propozycji.
- No to gdzie i o której się widzimy?
- Czyli jednak chcesz...
- A dlaczego nie?
- 12:00 Sushi Square?
- Jasne.
- Do zobaczenia, Cannelle.
Znalezienie Sushi Square nie było zbyt trudne, a znalezienie Anthony'ego było jeszcze prostsze. Chłopak by przejść z jednej na drugą stronę ulicy zatrzymał z 20 samochodów powodując klaksonową syrenę i rzucając się na pożarcie tym wściekłym ludziom słowami. Jednak Anthony nie był tym ani trochę wzruszony.
- Cześć King.
- Bevan - odparłam uśmiechając się do niego.
- Jak ci mija czas?
- Za nim zadzwoniłeś nie czułam się zbyt dobrze..
- Chcesz powiedzieć, że po moim telefonie poczułaś się lepiej?
- Em...dokładnie.
- Czyżby Magiczne Moce Anthony'ego Bevan'a? - uśmiechnął się obejmując mnie ramieniem. To było tak urocze i tak kochane, że nawet nie zauważyłam jak wtuliłam się w jego tors. Żadnemu z nas nie przeszkadzała ta bliskość.
- Jadłaś kiedyś sushi? - zapytał Tony zajmując miejsce na czarnej, skórzanej kanapie.
- Tak - odparłam.
- Um... To znaczy, że cię nie zaskoczę
- Może następnym razem? - chwilę później załapałam znaczenie moich słów. Anthony przyglądał mi się uważnie z chytrym uśmieszkiem.
- To co powiesz na dziś wieczór? - zapytał Tone przyglądając się to mnie to karcie menu.
- Zwolnij kowboju - krzyknęłam we wnętrzu.
- To jak?
- Jasne - tylko ciekawe kiedy napiszę resztę piosenek.
- A jak ci idzie nowa płyta? - co ty czytasz w myślach?
- Hm... Ciągle pracuję i szukam natchnienia...
- Taki spontaniczny lunch z najprzystojniejszym chłopakiem chodzącym po ziemi nie wystarczy?
- Na pewno wspomnę o tym w którejś piosence.
Popołudnie minęło mi na przebraniu ciuchów i plotkowaniu z Elandor u mnie w pokoju. Mary siedziała u siebie i słuchała smutnej muzyki.
- Co z twoją siostrą? - zapytała El.
- Mary? No cóż. Ona... ma anoreksję i jakieś problemy psychiczne.
- Och... Biedna - mruknęła Elandor
- Nie obgaduje się nieobecnych - usłyszałam z drzwi mojego pokoju. Był to bardzo, bardzo, bardzo znajomy głos.
- My wcale
- Daruj sobie, nie jestem głucha!!
- Więc po co przyszłaś?
- Chciałabym żebyś powiedział rodzicom, że nie wiem kiedy wrócę.
Właśnie wtedy zauważyłam jak moja siostra jest ubrana.
W porównaniu do tych ciuchów, które ubierała na co dzień wyglądała niesamowicie.
Wiedziałam, że jak zapytam gdzie się wybiera to i tak nie otrzymam żadnej konstruktywnej odpowiedzi dlatego pośpiesznie przytaknęłam.
___________________
Przepraszam!!!
Omg. Tak bardzo chciałam to wrzucić wcześniej ale moja bff zabrała kartkę z tym rozdziałem i nie mogłam go odzyskać...
Jest słaby i dziwny, ale ujdzie. Następny będzie za jakiś czas... Za 10 komentarzy ;*
Ps. Dodam zdjęcia jak złapię wolny komputer.
Subskrybuj:
Posty (Atom)