piątek, 29 listopada 2013

Bohaterowie!!!

Wpadłam na pomysł by przedstawić wam jak wyglądają moi bohaterowie. Oczywiście używam tylko wyglądu tych ludzi w blogu tak naprawdę oni NIE ISTNIEJĄ!!  

                                                                Cannelle Luna King
                                                                   lat 16, Londyn,  NY





                                                                         Mary King 
lat 18, Londyn, NY, 



Diana King
mama Cann i Mary, Londyn, NY 




Victor King 
ojciec Cann i Mary, Londyn, NY


Charles Baranski
menadżer Cann 



Elandor Stones 
lat 16, NY 


 Tamara Houge 
ciotka Cann, siostra Victora, matka Lucas'a


Kevin Houge
mąż Tamary, ojciec Lucas'a


Lucas Houge 
lat 18, NY


Freddie Stewart 
lat 18, NY, gitarzysta i pianista Secret House



Leon Bowler 
lat 19, NY, perkusista Secret House


Thomas McCartney 
lat 17, NY,  basista Secret House


John Stones 
współpracuje z Charlsem i Cann, ojczym Elandor 


Taylor McCartney
lat 15, NY, siostra Thomasa


Anthony Bevan
lat 19, NY, gitarzysta Secret House


Alexandra Sparks
lat 18, NY



Reszta bohaterów w trakcie powstawania bloga. :)
Mam nadzieję, że wam się spodobają... 
(najbardziej mnie rozwalił Anthony, tj. Harry Styles ;3)

PYTANIA W KOMENTARZACH BO NIE OGARNIAM ZAKŁADEK!! 
( jak ktoś chciałby mi wyjaśnić to poproszę xd)





Trzy ;3

Uuu... Już mam trzeci rozdział :* będę pisać więcej bo jestem chora i mam czas!! ^^ 
Bardzo proszę o KOMENTARZE jeśli czytacie bo to pomaga mi się skupić i czuję motyle w brzuchu jak czytam te miłe rzeczy na temat tego bloga!! 
Pozdrawiam wszystkich chorych!! <3
Dajcie czadu kochani!!


- Co ty tak cicho siedzisz? - spytał Luke, gdy jechaliśmy do studia.
- Hogue, a niby o czym miałaby z tobą rozmawiać? O pogodzie, czy wyniku wczorajszego meczu? - odezwał się chłopak siedzący na przednim siedzeniu, z tego co pamiętam to Leon.
- A właśnie Tom, kto wygrał? - zapytał chłopak siedzący obok mnie.
- Nie wiem... Nie oglądałem. - Tom się zarumienił, a chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- I ty się nazywasz kibicem piłki nożnej. - zażartował Luke. Samochód znów wypełnił się śmiechami.
- Cannelle... Czyż z nami nie jest wesoło? - zaczepił mnie Tom.
- Zawsze tak jest. - szepnął Freddie i dźgnął mnie łokciem w brzuch.
- Właśnie widzę, jak jest wspaniale.- odparłam naburmuszona.
- Ej, co jest? - zapytał cicho, a mnie zrobiło się miło. Chłopcy śmiali się i przekrzykiwali w głupich tekstach, a Freddie patrzył na mnie wyczekująco.
- Nic. - chciałam by mnie zostawił, ale i by mnie przytulił. Nie ważne, że go nie znałam, polubiłam go od razu, odkąd usiadł obok mnie w samochodzie.
- Skoro tak. - poprawił okulary na nosie i odwrócił się w stronę kierunku jazdy. Pokręciłam z zaskoczenia głową z szerokim uśmiechem. Oparłam głowę o zimną szybę i wpatrzyłam się w błękitne niebo za oknem.
- Byłaś kiedyś w Nowym Jorku? - spytał Tom.
- Taak, ale tylko chwilę w czasie koncertowej mojej przyjaciółki. Byłej przyjaciółki. - uściśliłam.
- Co się z nią stało? - ciągnął wypytywanie Tom.
Czy chciałam o tym opowiadać? Na pewno nie. Przełknęłam ślinę i wymyśliłam jak najmniej szczegółową wersję.
- Pokłóciłyśmy się. - mruknęłam na jednym wydechu. Widziałam, że nie byli zadowoleni z tak ogólnikowej informacji.
- O co?
- O chłopaka. - Luke, Tom i Leon parsknęli śmiechem.
- Brzmi głupio. - szepnął Freddie.
- Przecież wiem, ale to on ją zabił. - rzuciłam w powietrze. Zapadła cisza. - Mówiłam jej żeby się z nim nie umawiała, że to się nie skończy dobrze, ale ona wiedziała lepiej. Spotykali się od kilku miesięcy, pojechali na weekend nad jezioro, Cher nie chciała się z nim kochać i wtedy ją zabił. Często widziałam siniaki na jej ciele. Mówiła, że spadła z łóżka, albo uderzyła się o szafkę. Nie wiem co o mnie myślała, że jestem głupia, czy ślepa? Zawiodłam się i straciłam przyjaciółkę. - nie wiem jak to się stało, że opowiedziałam im wszystko, po za jednym małym szczegółem. To ja go wydałam. Powiedziałam policji z kim Cher była (rozmawiałam z nią przez telefon, opowiadała mi jak im jest cudownie), a oni potem upewnili się po odciskach palców na Cher i na nożu. Ten koleś obiecał, że się że mną rozprawi. Mój wspaniały ojciec zbagatelizował sytuację, nie spodziewałam się przecież, że będę szła ulicą, a on mnie zabije. I to w Ameryce, na zupełnie innym kontynencie. Zamknęli go w więzieniu, za szybko nie wyjdzie.
- Jesteśmy. - powiedział Luke gasząc silnik.
- Dziękuję. - odparłam wysiadając.
Weszłam do dużego, szklanego budynku.
- Dzień dobry! - powiedziała kobieta siedząca za biurkiem.
- Dzień dobry.
- Czy byłaś umówiona?
- Tak.
- Imię i nazwisko?
- Cannelle King, może być też Cannelle Luna King lub C.L.King. - kobieta wystukała szybko trzy podane przeze mnie nazwy. Zagryzła wargę.
- Przykro mi, ale nie ma...
- A Charles Baranski?
- Jesteś Charles? - zapytała podejrzliwie kobieta.
- Nie, ale to mój menedżer. - wyjaśniłam czerwieniąc się.
- Yhm... skoro tak.. Pokój 20. - mruknęła i podała mi srebrną kartę. - Przyda się do przejścia tamtych drzwi. - uśmiechnęła się. Przeszłam przez drzwi przykładając kartę do czytnika. Pokój 20 znajdował się na 4 piętrze. Wjechałam na górę szklaną windą. Wyszłam na pusty korytarz, na którym owiało mnie zimne i pachnące nowością powietrze. Pokój nr 20 znajdował się centralnie na przeciwko windy. Na drzwiach były dwie, dużych rozmiarów cyferki. Inaczej bym pewnie nie trafiła. Ruszyłam niepewnym krokiem. Było dziwnie cicho.
- Spokojnie Cann, dasz sobie radę.
Nacisnęłam na klamkę. Znalazłam się w ciemnym, pełnym szumiących urządzeń  pomieszczeniu. Mężczyzna siedzący przy biurku odwrócił się do mnie. Na oko miał z 30 lat, ubrany był w czarny t-shirt z białą Wieżą Eiffla. Poprawił ołówek za uchem.
- Cannelle? - zapytał szeptem.
- To ja. - odpowiedziałam również szeptem.
- To dobrze. - szepnął. - Cześć. Jestem John. - powiedział normalnym tonem i wyciągnął do mnie dłoń. Nie podałam mu swojej, za to mocniej wcisnęłam ją do kieszeni wąskich dżinsów.
- Gdzie Charles? - zapytałam. To dziwne, ale przy nim czułam się bezpieczniej.
- Nie mówił ci? - zdziwił się John.
- O czym?
- Kazał mi napisać dla ciebie piosenkę. - pogrzebał w papierach. Podał mi nuty pisane ręcznie. - Może ci się spodoba.
- You never told me? - skrzywiłam się podnosząc brew.
- Coś nie tak?
- Myślałam, że nowa płyta będzie w całości moja.
- Ach, no tak. - mruknął John. - Ale może to chociaż przejrzysz?
- Z przyjemnością. - uśmiechnęłam się.
- Dobra. - odwzajemnił uśmiech.- Pogadajmy o jutrze.
- A właśnie. - mruknęłam.
- Zaczyna się o 18. O 14 musisz być na miejscu. Będzie mała próba. Spisz listę potrzebnych rzeczy. - podał mi kartkę wyrwaną z kalendarza.
- Znaczy?
- No to czego potrzebujesz w garderobie. Cukierki, czekoladki, jakaś elektronika?? Nie wiem co jeszcze.
- Myślę, że tylko woda. - mruknęłam. John zapisał to na kartce. Wydał mi się zaskoczony, ale nie drążył tematu.
Siedziałam wpatrzona w nuty do tej piosenki Johna i wydała mi się ona nieprawdopodobnie prawdziwa.
- Ty to napisałeś?
- Prawie... Moja...ekhem... Córka mojej żony mi pomogła. Ma talent, co nie?
- Jestem w szoku. Najlepsza! - krzyknęłam i rzuciłam się na Johna. Nie wiem dlaczego, gdy znalazłam się w jego ramionach nie chciałam przestać go tulić. Bez żadnych podtekstów. Chyba po prostu dawno nikogo nie tuliłam tak po prostu.
- John? - zapytał damski głos, a ja odskoczyłam od niego jak poparzona.
- Elandor, cześć. - powiedział mężczyzna, poprawiając fryzurę. - To jest...
- Cannelle King. Miło cię ponownie widzieć.
- Fajnie się zaczyna. - pomyślałam.
- Rozmawialiśmy o twojej piosence.
- Więc?? - Elandor zwróciła się do mnie.
- Cudowna. Chcę ją zaśpiewać. - wyznałam. Dziewczyna aż podskoczyła z radości. - To co, John? Mogę się już zbierać?
- Jasne. Widzimy się jutro.
- Pójdę z nią. - mruknęła Elandor i wyszłyśmy z pokoju.
- Naprawdę podoba ci się ta piosenka?
- Jest prawdziwa. - odparłam, a Elandor wcisnęła guzik windy.
- Napisałam ją... - przerwała - Napisałam ją, gdy ktoś mnie zranił. - załamał jej się głos. Pomyślałam, że będzie płakać, dlatego wyjęłam chusteczki higieniczne i podałam jej jedną.
- No coś ty. - roześmiała się. - Nie będę płakać. Choć w sumie chciałabym to zrobić. Moja matka mówi, że to wychodzi mi najlepiej i chyba tak właśnie jest. - puściła do mnie oko. - Wiesz Cannelle... Nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy. Wiedziałam, że John przygotowuje coś dla ciebie, ale nie myślałam, że da ci mój kawałek. W sumie - zniżyła głos - sama mu go dałam i powiedziałam, że może z tym zrobić co chce, ale nie spodziewałam się, że to trafi w twoje ręce.
- Nie wiedziałam, że to dla ciebie takie ważne.
- Widocznie nie znasz swojej wartości, Cann.

Proszę skomentuj!! ;3

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 2

Na lotnisku czekała na mnie moja ciocia Tamara Hogue, siostra mojego taty.
- Cannelle! - wykrzyknęła na mój widok i wzięła mnie w objęcia. - Strasznie się za tobą stęskniłam. Musisz mi poopowiadać co tam u was w Europie. Chodźmy po twoje rzeczy i powiem temu bałwanomi, że cię zabieram.
- Witam pani Hogue! - mruknął wściekły Charles.
- Cann zamieszka ze... 
- Tak, tak... Mieliśmy to ustalone z jej rodzicami. - przerwał Charles.
- No to dobrze. - powiedziała ciocia biorąc moją największą torbę. Ja zabrałam dwie mniejsze i nie żegnając nikogo wyszłyśmy na Nowo Jorskie, wschodzące słońce.
- Dlaczego twoi rodzice go wzięli? - spytała Tamara, gdy usiadłyśmy na kanapie w żółtej taksówce.
- Jest dobry. - odparłam i wgryzłam się w pączka, którego dała mi ciocia.
- Wszyscy wybieramy się na twój jutrzejszy koncert, Luke kupił już bilety dla nas i swoich kolegów. 
- Ależ ciociu, na prawdę nie trzeba było...
- Żartujesz chyba. Jak mogłabym nie chcieć zobaczyć koncertu własnej bratanicy??
- A nie mogliście poprosić? Wpuścili by was za darmo... Mielibyście takie śmieszne plakietki Gość specjalny .
Tamara zaśmiała się serdeczne.
Nie zauważyłam, gdy zatrzymaliśmy się pod nowoczesnym, białm domem. Drzwi otwarły się i wyszedł z nich wujek Kevin.
- Mała europejka! - zawołał na mój widok. - Tamara cały tydzień gadała o tym, że nas odwiedzisz. - cmoknął swoją żonę. - Ile płacę? - zwrócił się do taksówkarza. Wydało mi się, że na piętrze domu ktoś poruszył firankami.
- Chodź Cannelle, pokażę ci dom. - weszłyśmy do środka.
- Luke!! - krzyknęła ciocia. - No Cannelle, to mój, a w najbliższym czasie i twój dom. Rozgość się.
- Dziękuję. - mruknęłam niepewnie. - Są trzy łazienki. Jedna tu na dole. Te białe drzwi, na prawo od wejścia i dwie u góry. Jedna z nich jest u mnie w sypialni. Ty będziesz musiała korzystać z Luke'm, ale nie sądzie żeby były z tym problemy. - odkaszlnęła i poprawiła blond grzywkę opadającą na oczy. - Tu jest salon, a tam kuchnia. Tędy schodzi się do piwnicy - wskazała drzwi koło schodów. - a po drugiego stronie jest gabinet Kevina. Nic ciekawego, tylko jakieś papiery. - uśmiechnęła się. - Chodźmy do góry. - wyszłyśmy po schodach. - Z prawej sypialnia moja i Kevina, z lewej na końcu - Luke'a. Ty będziesz spać tu. - Tamara otwarła drzwi do pokoju. Był duży i biały. Jasne zasłony w oknach, biała kanapa w rogu i białe meble. Ściany były w kolorze wrzosowego fioletu.
Nie podoba mi się tutaj, ale przecież jej tego nie powiem pomyśli sobie, że jestem rozpuszczona czy coś.
- I jak Cannelle? Podoba się? - zapytał wujek Kevin wnosząc walizki do pokoju.
- Jasno. - powiedziałam. - Bardzo jasno.
- To źle? - przeraziła się Tamara.
- Wiesz, oni w tym Londynie mają tylko deszcz i mgły.
- Za jasno. - mruknęłam olewając komentarz Kevina.
- Spokojnie. Wezmę od Luke'a ciemne zasłony, a potem zobaczymy. Chodź Cannelle, przywitasz się. - nie chętnie wyszłam z pokoju, bo najchętniej to położyłabym się spać.
- Luke. - Tamara pojawiła się w drzwiach pokoju syna.
- Dzień dobry. - posypały się głosy. Zaskoczona Tamara zapomniała języka.
- To jest Cannelle. - powjyiedział znudzonym głosem Luke.
- Cześć. - powiedziałam cicho. Czułam trzy pary oczu na sobie (po za Luke'm).
- Cannelle, to koledzy Luke'a: Tom, Freddie i Leon.
- Brakuje Anthony'ego. - na to imię zadrżało mi serce.
- Tone ma problem z babcią. - powiedział Luke parskając.śmiechem.
- Lady Bevan od dwóch dni z nikim nie rozmawia. Martwią się o nią. - Bevan. Anthony Bevan. Chłopak, w którym skrycie się podkochiwałam. Gitarzysta zespołu Seagulls. Poczułam jak pieką mnie policzki.
- Wszystko w porządku? - zapytała Tamara.
- Ach.. Jasne, jasne. Pójdę do pokoju. - obróciłam się na pięcie i trzasnęłam drzwiami mojego nowego pokoju. Rzuciłam się na miękkie łóżko.
- Tylko 15 minut. - nastawiłam budzik w telefonie i zamknęłam oczy.
-Przepraszam Cannelle, nie chciałam cię obudzić. Przyniosłam coś do jedzenia. - postawiła tacę na stoliku.
- Dobrze, że mnie obudziłaś. Za godzinę mam być w jakimś studiu. Nie wiem gdzie to jest i jak tam dotrę... więc im wcześniej wyjdę, tym lepiej.
- Coś ty, Luke cię zawiezie. - powiedziała szybko. - Jedz, a ja pójdę do Luke'a. - wyszła zamykając drzwi.
Usłyszałam piknięcie mojego telefonu. Otwarłam wiadomość.
Od Charles: 7:00 Brittany Jane Records.

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 1

-Dobranoc. - mruknęłam i zgasiłam światło w salonie. Mama włączyła sobie lampkę i powróciła do czytania. Mary, moja starsza siostra płakała w swoim pokoju,  a tata jeszcze nie wrócił. Mogłam iść do Mary,  ale sama nie czułam się zbyt dobrze psychicznie by wysłuchiwać jej problemów. Zaświeciłam małą lampkę przy łóżku i spojrzałam za okno. Być może był to ostatni raz?  Przebrana w piżamę położyłam się na łóżku.  Nastawiłam budzik na 5:30. Telefon położyłam pod łóżkiem, by obudził mnie, gdybym nie zareagowała na budzik. Szybko zasnęłam.
Gdy wstałam,  w Londynie było jeszcze ciemno.  W sklepie na przeciwko, świeciły się dwie jarzeniówki, co znaczyło, że właścicielka właśnie przyszła. Przebrałam się w luźne ubrania i dopakowałam resztę rzeczy do wielkiej, różowej walizki.  Chwilę później do pokoju weszła mama i sprawdziła czy na pewno wszystko zabrałam oraz włożyła do mojej torby podręcznej torbę z lekarstwami.
- Tylko o nich nie zapomnij! - przykazała, po czym mocno mnie przytuliła - Gdy rozwiążę problem z Mary,  na pewno do ciebie  przyjedziemy.
-Dobrze.  -  Mama nigdy nie powiedziała otwarcie, że moja siostra jest anorektyczką i chodzi na terapię,  ale i tak wszyscy o tym wiedzieli. Zachowywała się dziwnie od momentu w którym zauważyła,  że Mary "pozbywa" się tego co je, jakby wcale ją to nie martwiło. Jakby odsuwała to od siebie, jakby Mary nie była jej córką.
- Idziemy Cannelle? - zapytał tata,  pojawiając się w drzwiach.
- Jasne.  - odparłam starając się opanować strach wyjadający mnie od środka. Znaleźć sięw samolocie, jak najszybciej, było moim największym marzeniem. Tata wpakował moje torby do swojego czarnego vauxhall'a corsy i ruszyliśmy na lotnisko.
Przed wejściem na Heathrow spotkałam mojego menadżera Charles'a i całą resztę jego ludzi.
- Witaj moja młoda gwiazdko! - przywitał mnie ze sztucznym uśmiechem. Charles był przystojnym mężczyzą, którmu chyba coś nie wyszło w życiu i zajmował się rozsławianiem młodych piosenkarzy, zamiast własną karierą.  Z milion razy powtarzał jaki on był wspaniały i jak okropnie żałuje,  że zrezygnował z tego co robił.  Dodawał coś jeszcze o tym, że nie jest niańką,  by zajmować się takimi gówniarzami jak ja. Oczywiście nie przy rodzicach.  Przy ojcu był miły, ale jaki mógł być skoro rodzice mu płacili?
- Panie King, proszę oddać bagaże i zbieramy się na odprawę, bo samolot odleci bez nas. -roześmiał się Charles.  Ruszyliśmy do środka, pożegnałam się z tatą i przeszłam przez odprawę.  W samolocie zajęłam miejsce 15B. Obok mnie usiadła brunetka.
- Cześć. - powiedziała.  - Jestem Elandor Stones. - podała mi dłoń.
- Cannelle Kings. - odparłam pospiesznie potrząsając dłonią.
- O masz zimne ręce.  - roześmiała się.
- To z nerwów.
- Dlaczego? - zapytała.
- Jutro mam pierwszy koncert przed dużą publicznością na Madison Square Garden. .. - wyjaśniłam.
- Czekaj.  Cannelle Luna King??
- Dokładnie...
- O mój Boże.  - o niemal nie krzyknęła. - Spotkać taką gwiazdę w samolocie.
 Po sześciogodzinnym locie zupełnie nie czułam nóg i musiałam iść pod rękę z jakimś tancerzem bo sama nie byłam w stanie.




To mój pierwszy blog.  Proszę o rady dotyczące bloga.  Komentujcie. /m.