piątek, 27 grudnia 2013

All you never say

Otwarłam oczy. Nagle poczułam się jak w domu. Szare światło wpadało do pokoju, a krople deszczu bębniły o szybę w oknie. Wyszłam spod ciepłej pościeli i owiało mnie chłodne powietrze. Było wcześnie rano, wyjrzałam przez okno. Spodziewałam się zobaczyć ten sam budynek, który widziałam z okna w Londynie. Zaskoczyło mnie to, że za oknem było tylko i wyłącznie szaro. Wyjęłam z nierozpakowanej torby ubrania i weszłam do łazienki. Zimną wodą przemyłam policzki, po czym wzięłam prysznic. Zeszłam na dół. Na stole w kuchni znalazłam karteczkę z numerem telefonu pod który mam dzwonić "w razie gdyby co". Zerknęłam do lodówki. Świeciła pustkami. Za punkt honoru dzisiejszego dnia wzięłam sobie, że zrobię zakupy. Zamówiłam taksówkę. Akurat przestało padać, gdy wyszłam na zewnątrz. Poprosiłam mężczyznę by zawiózł mnie do dużego marketu. Był to sklep, którego nazwy nie znałam, ale przypominał mi mój brytyjski Lidl. Włóczyłam się smętnie po alejkach wypełnionych po brzegi jedzeniem.
- Cann? - odwróciłam się za głosem. Mężczyzna uważnie przyglądał się zawartości mojego koszyka.
- Zamierzasz to wszystko zjeść?
- Nie, Charles. To zakupy dla całej rodziny. - mruknęłam.
- Idziesz do kasy?
- Tsa...
- Chodź - Menedżer puścił mnie przed sobą, może wiedział, że otrzymałam propozycję od Sophisticated Records i Laury Perkins. Taak. Nie wspominałam o tym, ale po wczorajszym koncercie dostałam propozycję współpracy w Sophisticated Records największą niezależną wytwórnią muzyczną. Bał się, że go zostawię.
Zapłaciłam za wszystko i chciałam zadzwonić po taksówkę, gdy Charles zaproponował, że mnie podwiezie. Niechętnie się zgodziłam. Włożyłam zakupy do bagażnika i usiadłam na miejscu pasażera.
- Twoja siostra Mabel...
- Mary! - poprawiłam go.
- Mary, dzwoniła wczoraj do mnie i mówiła coś o jakimś pamiętniku i o jakieś Cher. - zmroziło mnie. Cher pisała pamiętnik? I dlaczego Mary dzwoniła z tym do Charles'a?
- Co mówiła?
- O pamiętniku Cher, który przyjdzie do mnie pocztą. Dam ci, jak tylko go dostanę.
Siedziałam w salonie przy fortepianie. Smutne, samotne krople ściekały po szybie. Smutne, samotne tak samo jak ja. Łzy zagościły na moich policzkach. Opuściłam głowę na klawiaturę, tak, że wsiśnięty dysonans gryzł mnie w uszy. Trzy godziny. Trzy godziny patrzenia na krople. Trzy godziny płaczu. Trzy godziny samotności, bezradności i strachu. Złość paliła mi żyły. Byłam wściekła na siebie samą, przez tyle czasu nie nauczyłam się jak żyć?
Time for learning
Why have I not learnt a thing?
Zapisałam słowa w pustym zeszycie. Do końca tygodnia miałam napisać pięć piosenek, miałam dwa wersy. Ta informacja docierała do mnie bardzo powoli. Przerażenie brało górę nad jakimikolwiek innymi uczuciami, ale stopniowo. Czekałam na ten dzień, w którym zparalizuje mnie doszczętnie.
Od wczoraj nie rozmawiałam z nikim po za Baranskim. Kilka razy wchodziłam w kontakt o nazwie Anthony Bevan, jednak nigdy nie wybrałam jego numeru. To on powinien zadzwonić pierwszy, powinien pokazać, że mu zależy. To on powinien, prawda?
Luke wpadł do domu, czym wtrącił mnie z równowagi. Czemu on musi zachować się tak głośno?
- Cześć młoda - zagadnął wesoło.
- Znalazłeś nową dziewczynę? - miałam ochotę zapytać,  tylko że nie chciałam go rozzłościć. Ugryzłam się w język.  - Cześć - mruknęłam niezbyt optymistycznie. 
- Secret House miało dzisiaj ostatnie nagranie.  Za tydzień wychodzi nowa płyta - podszedł do lodówki i wyjął oszronioną puszkę Pepsi.
- Don't worry be happy, drink Pepsi be sexy! - zawołał i wziął łyka. Uśmiechnęłam się mimowolnie - A jak tam twoja?
- Świetnie (wyczujcie sarkazm xd) Mam całe 2 wersy. 
- Czytaj - polecił
- Time for learning,  Why have I not learnt a thing?
- Hm - mruknął drapiąc się po brodzie - Mam!  You've been searching Have you find many things i teraz to twoje Time for learning Why have I not learnt a thing?  Pisz. Dlaczego nie piszesz? - wyskrobałam to co mówił na papierze. 
- Words with no meaning Have kept me dreaming But they don't tell me anything - trzęsł mu się głos, ale był dziwnie pewny tego co mówi. 
- And all you never say is that you love me so All I'll know is if you want me oh - wyciągałam te słowa z podświadomości.  To było zaskakujące,  że tak szybko napisaliśmy ten fragment. 
- Świetnie ci idzie - poklepał , mnie po plecach i zasiadł do pianina.  Nigdy nie słyszałam żeby Luke grał.  Rozpoznałam utwór.  Sonata Księżycowa Beethovena.
- Uwielbiam to - szepnęłam. Luke pokiwał głową.  Sprawnie przeszedł do innego utworu. Jego palce wciskały klawisze jak oszalałe,  ani razu się nie pomylił ani nie zawahał. 
- Nie wiedziałam, że grasz
- Nie gram... często, ale teraz poczułem tę moc - roześmiał się - Tęsknię za Alex - mruknął - Nie rozmawiałem z nią od trzech dni.  Czuję,  że umieram
- Oh przestań - oburzyłam się - Masz chłopaków,  oni ci pomogą
- Mam tylko Freddie'go - przerwał mi -Anthony jest zajęty ślubem i swoją matką,  Leon Elandor - w tym momencie śmiesznie przewrócił oczami - a Tom... ech lepiej nie gadać
- To dlaczego nie porozmawiasz z Freddie'm?
- Sądzę,  że on zaraz tu będzie - i jak za sprawą magii rozszedł się po domu dźwięk dzwonka.  Luke zerwał się i poszedł otworzyć drzwi.  Do salonu wszedł Freddie z wielką pełną zakupów torbą. 
- Mam ochotę na lasagne - mruknął rzucając papierową torbę na podłogę. 
- Cann pomożesz? - zapytał Luke zbierając produkty z ziemi. 
- Jasne - odłożyłam zeszyt i ołówek i ruszyłam za chłopakami do kuchni.  Luke włączył radio w piekarniku i zaczął tańczyć w rytm Blurred Lines poruszając głową niczym kura.  Chwilę potem przyłączył się do niego Freddie.  Włączyłam kamerkę i nagrywałam dzikie pląsy 1/4 Secret House i mojego kuzyna. 
- Co ty robisz Hogue?  - zapytał Freddie przyglądając się poczynaniom Luke'a. Szczerze... nie wiem co on robił,  tak czy siak Lucas ubrany w damski fartuszek, kręcący swoim tyłkiem, układający piętra lasagne z niesamowitym zapałem był godny uwagi,  a co za tym idzie i uwiecznienia.
- Powiedz cheese! - nacisnęłam guzik i zaskoczony Luke trafił na wyświetlacz mojego telefonu.
- Tak pogrywasz King?  - zapytał odkładając to co miał w rękach,  a biorąc miskę z mąką.
- Trzymaj Stefana - wręczyłam szybko Freddie'mu mojego iPhone'a. Ledwo to zrobiłam, a dostałam mąką w twarz. - No pięknie Luke - pisnęłam.  Freddie leżał na kuchennym blacie umierając ze śmiechu. 
- Też chcesz Stewart?  - chłopak nie zdążył nawet zareagować, a jego okulary już były pokryte warstwą białego pyłu. 
- Doigrałeś się Hogue! - krzyknął Fred - Za Narnię!! - i rzucił się na zdeczka zaskoczonego Lucas'a. Wsiadł mu na barana i darł się jak opętany.  Wciągneli mnie do tej zabawy wcierając mi mąkę we włosy z tekstami w stylu: Cannelle King preferuje mąkę we włosach.  Wszyscy nośmy mąkę! Nowa moda!
Miałam ochotę im przywalić. Miałam tą pieprzoną mąkę w majtkach i staniku, ale nie chciałam się poddawać.  Rzucałam mąką w chłopaków tak samo jak oni we mnie.  Bawiliśmy się świetnie do czasu w którym szklane naczynie żaroodporne spadło na ziemię.  Lasagne wylądowała na płytkach,  miała w sobie nieapetyczne kawałki szkła. 
- Zamówmy pizzę - zaproponował Freddie wybierając numer. 

niedziela, 22 grudnia 2013

The First Date :*

Następnego dnia rano, zadzwoniła do mnie Elandor. Umówiłyśmy się w kawiarence na terenie West High School do której chodziła. Dostałam dokładne wskazówki jak tam dojechać, dlatego to ja na nią czekałam. To był chyba pierwszy raz kiedy się gdzieś nie spóźniłam.
- Cześć - rzuciła zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Hej - usmiechnęłam się przyjaźnie moimo, że czułam się okropnie.
- Chciałam... chciałam ci coś powiedzieć, albo raczej się pochwalić - patrzyłam na nią bardzo uważnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Byłam praktycznie pewna czyje imie usłyszę.
- Leon... zaprosił mnie na randkę! - podskoczyła krzycząc. Chciałam żeby ten chłopak zrobił jakiś krok w jej stronę i chyba mi sie udało, to znaczy im się udało :)
- Gratuluję El - uściskałam ją serdecznie.
- O mój Boże, ale co ja ubiorę? - zapowietrzyła się Elandor.
- Chodźmy, pomogę ci coś wybrać - wstałam, zapłaciłam za kawę, którą piłąm i za dwie które wzięłysmy na wynos. Szłyśmy dziedzińcem gdy usłyszałam swoje imię.
- Cannelle! - odwróciłam się i wpadłam w Anthony'ego. Miał pieprzone szczęście, że moja kawa była zamknięta. - Jak się czuje Stefan?
- Mniemam, że dobrze - wyjęłam iPhone z kieszeni i podałam go Tony'emu. Obejrzał go uważnie i oddał mi z powrotem.
- Mówi, że jesteś dobrą matką - Co? Anthony ty masz gorączkę, czy jesteś naćpany?
- A kto jest ojcem?- zapytała Elandor czym mnie rozbawiła.
- Jak to kto? - chłopak zmarszczył brwi - Oczywiście, że ja - zatkało mnie. Stwierdziałm, że cos jest nie tak. Bardzo nie tak. - Cann, mogę na chwilę?
- Jasne - odciągnął mnie kawałeczek dalej.
- Czy chciałabyś wybrać się gdzieś dzisiaj ze mną?
Jedyne co wpadło mi do głowy to przytaknięcie.
- Taki rodzinny wypad? - zażartowałam.
- Och z tym Stefanem to głupota, ale na taki pomysł poderwania cię... hm... wcześniej wpadłem... - uśmiechnął się przeczesując dłonią ciemne loki.
- Rozumiem.
- Będę koło 16 - cmoknął mnie w policzek i odszedł. Nie byłam na to przygotowana, ale już znałam to niesamowite uczucie.
- Cannelle, czy ty przypadkiem nie zostałaś zaproszona przez Anthony'ego Bevana na randkę? - wykrzyknęła, a kilka dziewczyn popatrzyło na nas dziwnie. Anthony też się obrócił i obdzrzył mnie szerokim usmiechem.
- Cicho - jęknęłam
 - Zaprosił cię, zaprosił! Anthony cię zaprosił! - wyśpiewała na jakąś znaną melodię.
- Zaprosił - przytaknęłam po to by się zamknęła.
- Obie idziemy dzisiaj na randki, czyż to nie cudowne?
- Tak, cudowne.


Elandor wyjęła ze swojej szafy z 20 sukienek.
- Podoba mi się ta fioletowa - stwierdziłam
- No i jest szansa, że się w nią zmieszczę - zażartowała - Chcesz coś do picia? Mam chyba mrożoną colę.
- Jasne - El poszła po napoje, a ja oglądałam sukienki. Najbardziej do gustu przypadła mi czarna tiulowa, na grubych ramiączkach i ze złotymi cekinami. Przyłożyłam ją do swojego ciała i przyjrzałam sie swojemu odbiciu w lustrze.
- Uuu!! ładnie ci w niej, możesz sobie wziąć
- Co?
- I tak jestem  do niej zagruba - wzruszyła ramionami - na razie nie schudnę, a ty jesteś o połowę chudsza niż ja. Weź ją sobie.
- Oh, Elandor. Dziękuję! - uściskałam ją.
- Teraz i ty masz sukienkę. Anthony oszaleje jak cię zobaczy. - zachichotała - Sam segz!! - wybuchła śmiechem.
Nigdy bym tak o sobie nie pomyślała. Ja nawet nie jestem ładna. Choć... może jestem.
Nie, raczej nie jestem. Moje (wiecznie splątane i pokręcone włosy) są raczej odrażające niż seksowne, tak samo moje chude, kościste nogi.

- Oglądamy mecz - powiedział Tom robiąc mi miejsce na kanapie.
- Nie będę oglądać - chłopcy zdziwili się tą odpowiedzią.
- Myślałem, że kochasz piłkę nożną - odezwał się Luke odstawiając kufel.
- Taak, ale jestem z kimś umówiona i mam mało czasu.
- Randka? - zapytał Freddie ściszając telewizor. Po czym on to wywnioskował? Po sukience w mojej torbie, której nawet nie widział?
- Może - odparłam oblewając się rumieńcem.
- Jesteś tu dopiero trzeci dzień... - mruknął Luke.
- No i? - zapytałam.
- Nic. Uważaj na siebie.
- Gol! - krzyknął Tom przerywając napiętą rozmowę pomiędzy mną, a Luke'iem. Chłopcy wrócili do oglądania meczu, a ja poszłam się przebrać. Ubierając sukienkę usłyszałam w holu kobiecy głos.
- Ta twoja angielska kuzynka nadal jest tutaj? - zapytała.
- Tak, a co?
- Chciałabym ją poznać. No wiesz, to ważna postać.
- Aktualnie jest zajęta, bo jak wiesz, to ważna postać - Luke przedrzeźnił dziewczynę.
- Bardzo śmieszne.
Ubrałam buty i po cichu weszłam do łazienki. Na półce leżała moja kosmetyczka, wyjęłam z niej puder i inne kosmetyki, którymi zrobiłam sobie makijaż. Spakowałam potrzebne rzeczy do czarnej, skórzanej torby i zeszłam na dół.
- Wychodzę - oznajmiłam biorąc butelkę wody z kuchennego blatu.
- E... Gdzie tak szybko? - zawołał za mną Luke.
- Mówiłam ci, że się śpieszę.
- Masz pieniądze? - zapytał stając przede mną.
- Tak, o nic się nie martw. Jesteś gorszy niż mój ojciec. - wyrzuciłam to z siebie z obrzydzeniem i wybiegłam z domu. Odkąd Alex z nim zerwała stał się jeszcze gorszy.
Na rogu ulicy czekał na mnie czarny samochód, którego światła rozbłysły na mój widok.
- I jak oni się mają? - zapytał Anthony, gdy wsiadłam do środka.
- Dobrze. Leon jest na randce z Elandor, a Luke jest trochę podenerwowany, ale to chyba norma - chłopak roześmiał się.
- Taak, Lucas ma wyjątkowo mało cierpliwości.- ruszyliśmy. Tony włączył cicho radio. - Lubię Queen - powiedział ni stąd ni zowąd.
- Co? - nie zrozumiałam.
- Ten zespół Queen i Beatles'ów też.
- Aaa... Ja też. - uśmiechnęłam się.
- O czym będziemy rozmawiać? O pogodzie czy zdrowiu królowej? - zapytał Anthony po chwili. Czyżby uznawał za kanon angielskiej konwersacji rozmowę prawie wyłącznie dotyczącą pogody?*
- Och, Królowa ma się świetnie w tym roku. Urodził jej się prawnuk. To naprawdę niesamowite. - odparłam z udawaną ekscytacją. - A i pogoda w tym roku sprzyja. Nie za zimno, nie za gorąco. W sam raz. Co pan na to, sir?
- Ma pani rację, panno King. - powiedział Tone z udawanym brytyjskim akcentem. Przewróciłam oczami.
Zatrzymaliśmy się przy małej kawiarence. Anthony otworzył mi drzwi i podał dłoń, gdy wysiadałam z samochodu.
- Cześć Tony! - zawołała dziewczyna, która myła okna.
- Hej, Cara - pomachał do niej- To kawiarnia mojej mamy. - zwrócił się do mnie. - Zawsze miała takie marzenie. Dobrze, że jej się udało zanim... - przerwał.
- Zanim co?
- Zanim przestała chodzić. - rzucił w powietrze przed sobą.
- Przepraszam, Tone. Nie chciałam. - zganiłam się w myślach.
- Ludzie zawsze tak robią. Chcą wiedzieć, a potem przepraszają. Myślałem...
- Czego ode mnie wymagasz, skoro jestem tylko człowiekiem? - zapytałam. Zauważyłam, że pulsuje mu żyła na czole, a jego pięści są zaciśnięte.
- Usiądź - posłusznie wypełniłam jego polecenie.
- Moja mama ma raka. Zawsze chciała otworzyć kawiarnię, no i jej się udało. Założyła też fundację, która zbiera pieniądze na chorych. Po jej oczach widać, że nie zostało już zbyt wiele czasu dlatego mój brat Nate przyśpiesza swój ślub z Janet Wright. Moja babka Lady Bevan wariuje i od miesiąca do nikogo się nie oddzywa. Muszę to wszystko ogarnąć i jeszcze zespół... Nie mam czasu. - wyjaśnił Anthony. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił. Wyprostował się i wstał. Nie zdążyłam rzucić jakiejś, kąśliwej uwagi, gdy usłyszałam kroki.
- Witaj - powiedział Tony i ucałował swoją babcię w dłoń. Kobieta nie odezwała się ani słowem.
- Dzień dobry, Lady Bevan. Miło panią poznać, jestem Cannelle King.
- Kochane, dziecko. Niech Bóg chroni, Królową. Że oni mają taki tupet trzymać mnie tu, a nie w kraju ojczystym - powiedziała kobieta z mocnym brytyjskim akcentem.
- Babciu... - mruknął Anthony.
- Powiedz mu, że z nim nie rozmawiam - z szerokim uśmiechem przekazałam tę wiadomość wkurzonemu Tony'emu. Zmroził mnie wzrokiem, a ja nie chciałam przestać.
- Lady Bevan, jak się pani miewa? - zapytałam zerkając kątem oka na zdenerwowanego Anthony'ego.
- Och, okropnie. Łamie mnie w kościach, czuję, że pogoda się zmieni. Od jutra będzie padać. - oznajmiła po czym ruszyła z powrotem w stronę wejścia dla personelu.
- Te jej wymysły - mruknął chłopak.
- A ja myślę, że naprawdę jutro będzie padać.

_________________________________________
* Agatha Christie - Podróż w nieznane




Anthony and Cannelle's First Date <3 <3 <3 (ale shh... bo to jeszcze nie oficjalnie)

rozdział chyba dłuższy niż pozostałe?? co o nim myslicie?
czekam na 4 komentarze z waszej strony :)

CZYTASZ? - SKOMENTUJ!

Liebsten Awards again!


o rzal!
omal nie oszalałam!!

btw. dziekuję za nominację od http://www.all-our-life.blogspot.com/
coś ostatnio jest radośnie i wszystko na +  i miłośnie też jest xd just kidding ( kocham swoje NIEśmieszne żarty <3)  
ale tak to już ze mną jest...

wracając do nominacji (facepalm xd)

PYTANIA!!

1. Jakie książki lubisz czytać?
Uwielbiam książki, które rozgrywają się w Anglii (ach ta miłość <3) jak na przykład Trylogia Czasu *polecam*, przygodowo-romantyczno-nastolatkowe jak Trylogia Igrzysk Śmierci i kryminały Agathy Christie.

2.  Czemu piszesz bloga?
Piszę bloga bo rozpiera mnie energia i artyzm oraz wciąż mam za dużo wolnego czasu (mimo, że czasem nie wyrabiam na dwie szkoły).

3. Ile masz lat?
Mądre pytanie :) Mam 15, chciałabym mieć 17 albo 18 i na dodatek mieszkać w Anglii najlepiej z The Vamps czyli z moim chłopakiem Brad'em.  <3.<3
 *stupid dreams*

4. Jakiej muzyki słuchasz?
Mogłabym na ten temat napisać referat xd
- Brytyjski pop-rock jak The Vamps --> http://www.youtube.com/watch?v=sCDdQwVRwxM
czy McFly ---> http://www.youtube.com/watch?v=APlPjz9Ry84 
- Birdy ---> http://www.youtube.com/watch?v=W-K-yhQLqI0
- Paramore ---> http://www.youtube.com/watch?v=OblL026SvD4
- Hot Chelle Rae ---> http://www.youtube.com/watch?v=QzlNFcT2aOE
- Amy Winehouse ---> http://www.youtube.com/watch?v=d_EADBnXjXc

 btw. okropnie zmienił mi się gust od dwóch miesięcy i to na lepsze :) weird
 
5. Kiedy masz urodziny?
Hahahahahahhahahahhahahahahahahahahahahahahaha :p
mam urodziny
dobra co mi tam i tak nie wiecie gdzie mieszkam!!
7 czerwca 1998 roku

6. Do jakiej szkoły chodzisz?
Do dwóch: gimbaza i muzyczna. ale to OSTATNI rok, teraz to juz znaczy pół.

7. Czy masz rodzeństwo?
Owszem. ;p
zajebistą siostrę Suzannę, która ma 4 lata i śpiewa po angielsku głównie One Way or Another i brata Kacpera, który po prostu jest :) i tag go kocham :*

8. Masz jakieś zwierzęta?
Psa Fionę, rybki i aktualnie w wannie Mariana i Kazika ( shhh... nie mówcie nikomu, ale Marian chyba jest kobietą bo co chwila się obrzaża)

9. Jakie jest Twoje hobby?
Muzyka, książki, Anglia, The Vamps, Bradley Simpson, McFly, Tom Fletcher, podróże, angielski i śmieszne filmiki na youtube <---- mogę więcej

10.  Jakie masz plany na przyszłość?
tak bym chciała: wyjdę za Brad'a, nagram płytę, napiszę książkę, wystapię w filmie i zamieszkam w Anglii (w Hereford'zie albo Kington).
tak będzie: zostanę u rodziców jako stara panna z kotami, bez kotów (mam alergię ;__;)
* jest jeszcze trzecia alternatywa, plan C, o którym nie wspominam:  zostanę w Polsce i będę matką polką z niespełnionymi marzeniami*

11.Chodzisz na koncerty?
Nie, ponieważ żaden z interesujących mnie zespołów nie gra w Polsce. Oglądam w internetach :p
 
NOMINACJE:

http://gottabemineharrystyles.blogspot.com/
http://owszystkimioniczym-1.blogspot.com/
http://ostatniechwile.blogspot.com/
http://bythewayimwearingthesmileyougaveme.blogspot.com/

(od ostatniego razu nie doszło zbyt wiele blogów, nie mam co nominować xd)




MOJE PYTANIA

1. Ulubiony kolor?
2. Lubisz święta?
3. Wymarzony prezent?
4. Co chciałabyś robić w przyszłości?
5. Lubisz pisać piórem?
6. Ulubione ciasto?
7. Czytasz jakieś gazety?
8. Oglądasz jakieś series? Jak tak to podaj ulubione tytuły.
9. Uczysz się języka obcego?
10. Byłaś za granicą?
11. Co chciałabyś zwiedzić?

piątek, 20 grudnia 2013

EIGHT :*

O 15 siedziałam w mojej garderobie na Madison Square Garden.
- Cześć, jestem Janet Wright - powiedziała śliczna blondynka z delikatnie zaokrąglonym brzuchem.

- Ojej! Jesteś w ciąży, jak fajnie! - zawołałam trochę infantylnie i podeszłam do niej - Który miesiąc?

  - Czwarty - odparła z uśmiechem - A to mój narzeczony Nate - chłopak pojawił się w drzwiach.
- Nate Bevan.
- Oh, jesteś bratem Anthony'ego? - zapytałam.
- Tak, to ja - chłopak roześmiał się.


 Jego głos był tak koszmarnie niski, że przyprawiał mnie o dreszcze, a śmiech brzmiał trochę jak u szalonego naukowca, albo jak siekanie marchewki... Siekierą.
- Cannelle bierzmy się do roboty, bo Chris mnie zabije...
- Charles... - Może być - mruknęła otwierając srebrną walizkę. To było super. Janet używała mnóstwa różnych kosmetyków. Kolorowe cienie, brokat, różnorakie pędzle i pędzelki. Trudno uwierzyć, że jakimś cudem to wszystko zmieściło się na mojej twarzy nie dając wrażenia przesady.
- J (czyt. dżej) Charlotte dzwoni! - rzucił Nate podając dziewczynie czarnego iPhone.
- Nie będę z nią rozmawiać - oburzyła się Janet - Zach od tygodnia nie wyszedł z pokoju. Załamał się, biedaczek.
- A Gemma? Nie próbowała z nim pogadać?
- Odpuściła sobie. Pozwólmy jej mieć własne życie.
- Ale na ślub przyjedzie? - zapytał chłopak odkładając na krzesło czytaną wcześniej gazetę.
- Tak mówiła. No Cannelle, skończyłam. Przebrałam się w kwiecistą koszulę i czarne spodnie. Jakiś mężczyzna poprowadził mnie na scenę.
- Spróbuj coś zagrać - polecił, a ja wcisnęłam akord. Dźwięk rozniósł się po scenie i po widowni. - A teraz zaśpiewaj
- And I told you to be patient, And I told you to be fine, And I told you to be balanced, And I told you to be kind...
- Okay, sprzęt gotowy
- Dziękuję - szepnęłam. Wróciłam do garderoby. Zastałam tam tylko Janet czytając gazetę. - Janet? Kim jest Zach i Charlotte? - bałam się, że skarci mnie za moją ciekawość.
- Zach to mój brat, a Charlotte to początkująca aktorka. Ostro namieszała mojemu Zacharemu w głowie, a potem rzuciła go dla Marka Woods'a, nie wiem czy o nim słyszałaś?
- Mark Woods? - zimny pot spłyną mi po plecach.
- Mówi ci to coś? - zapytała Janet badawczo.
- Raczej nie... - skłamałam. Słyszałam, że Mark wyjechał z Anglii i w sumie dlatego przestaliśmy się przyjaźnić. Wspomniałam o tym, że nie liczyłam na to, że go spotkam. Nie chciałam go spotkać. Może to inny Mark Woods? Przecież to pospolite nazwisko.
- Jest tu Cannelle? - zapytał męski głos.
- Tak. Mogę już iść, bo źle się czuję?
- Jasne J - John wszedł i usiadł obok mnie.
- Czy to dziwne, że wcale się nie denerwuję?
- Nie, chyba nie. Przecież to nie jest twój pierwszy koncert...
- Tak, ale zwykle było kameralnie - przerwałam mu.
- Wyobraź sobie, że publiczność jest w samej bieliźnie.
- Co? - na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie - Na pewno nie chciałabym oglądać połowy tych ludzi bez ubrań - ale niektórych chciałam na pewno. W głowie zawitała mi myśl. Przecież każdy pod ubraniem jest nagi! Nawet Anthony! Zrobiło mi się gorąco na wyobrażenie jego ciała i zaczęłam chichotać. John spojrzał na zegarek.
- Mamy 17:30. Gotowa? - pokiwałam przytakująco głową. Wyszliśmy z garderoby.
- Chciałbym tylko życzyć jej powodzenia! Musisz mnie wpuścić - obróciłam się.
- Tony? - podeszłam do ochroniarza, który był wysoki i zasłaniał mi widok. - Przepraszam - Mężczyzna przesunął się, a ja zobaczyłam wesołą czuprynę Anthony'ego.
- Połamania nóg - powiedział, gdy odeszliśmy kawałek dalej.
- Dziękuję.
- Nie, serio, złam sobie nogę - zapadła cisza, bo zupełnie nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Anthony pochylił się nade mną i delikatnie musnął ustami mój policzek. Kolana mi zmiękły, a skóra paliła. Delikatny zapach jego skóry i perfum owiał mnie niczym poranna mgła po wyjściu z mieszkania w Londynie.
- Pójdę już - odwrócił się na pięcie i odszedł energicznym krokiem. Dotknęłam miejsca, w którym jego jedwabiście miękkie usta dotknęły mojej skóry. Stałam tam jeszcze rozkoszując się chwilą. Anthony mnie pocałował. Powoli ta informacja do mnie docierała. Anthony. Mnie. Pocałował. Mnie! - 10 minut - dobiegła mnie informacja z głośników. Na widowni szumiały głosy, dzwoniły telefony i błyskały flesze. Patrzyłam na tych ludzi zza kulis. W loży VIP powoli zapełniały się miejsca. Ujrzałam tam ciemną czuprynę Anthony'ego. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- 5 minut
- Zgasną światła, policzysz do 10 i wyjdziesz na scenę
- 2 minuty - w ciągu następnych chwil przeżegnałam się, wytarłam zimne, spocone ręce o spodnie i policzyłam do 10, gdy zgasły światła na widowni. wyszłam na scenę. Stanęłam na środku i ukłoniłam się. Podeszłam do fortepianu.  KONCERT
- Byłaś wspaniała! - krzyknęła na mój widok Janet. - Popłakałam się przy Without the word (nr 3 na koncercie)  Czemu ta piosenka jest taka smutna?
- Jest prawdziwa!  powiedział Nate. Uśmiechnęłam się.
- Charles! - oburzył się znajomy kobiecy głos. - Przykro mi! Bez przepustek nie mogę nikogo wpuścić.
- Charles! Przecież mnie znasz. Mam prezent dla Cannelle - Charles nawet się nie poruszył, dlatego Tamara wybrała inną taktykę - Proszę, wpuść mnie - wyglądała prawie jak kot ze Shrek'a z proszącymi oczami.
- I nas też! - rozpoznałam głos Luke'a. Przecież tam jest też Anthony! Ruszyłam automatycznie w stronę głosów.
- Cześć! - powiedziałąm podchodząc do Charles'a. Mężczyna objął mnie ramieniem i pogratulował koncertu. - Mógłbyś? - skinęłam głową na moich znajomych i zrzuciłam jego rękę ze swojego ramienia.
- Jasne - przytaknął zdezorientowany i wypuścił ich z kulisy. Tamara natychmiast podeszła do mnie i wreczyła mi prostokątne, opakowane w zielony, pastelowy papier pudełko. Chwyciłam je i stałam tam przerażona
- Nie otworzysz? - zapytał Anthony.
- A tak jasne - rozdarłam papier. Przeraziło mnie to co zobaczyłam. Białe pudełko z napisem iPhone 5.
Nie chcę iPhone'a. Boję sie go. Za dużo nowości. Nie lubię postepu technologii.
Stałam tam wpatrzona w pudełko i czułam jak marzną mi palce.
- Dziękuję - wyksztusiłam
- Nie podoba ci się - mruknął Freddie.
- Nie, podoba!! - oburzyłam się.
- Wcale nie, widzę przecież. Mówiłem, żeby jej kupić coś innego! - zwrócił się do chłopaków.
- Dobrze, to ja go sobie wezmę - Anthony wyrwał mi opakowanie i odszedł.
- Co ty robisz? - zapytałam, rzucając się za nim.
- Nie chciałaś go, to pomyślałem sobie, że go wezmę.
- Zwariowałeś? - nie normalna to jeszcze nie jestem. Albo jestem. Nie ważne. - Nie oddam ci tego prezentu! - rzuciłam.
- No to mamy problem, bo ja też ci go nie oddam.
- Co? - opadły mi ręce, a on uśmiechał się chytrze. Serce biło mi jak oszalałe, gdy mierzył mnie wzrokiem. Czułam jak miękkną mi kolana, a jego zielone oczy wwiercają się w moje zielone tęczówki. Gdyby chciał mógłby mieć mnie na tacy już teraz, byłam skłonna...tak, byłam skłonna do wszystkiego. Przynajmiej tak mi się wydawało. Momentnie zrobiło mi się gorąco, gdy dotknął mojej skóry wkładając mi do rąk pudełko.
- Opiekuj się Stefanem!
- Kim do cholery jest Stefan?
- Zanim powiedziałaś, że go chcesz, zapoznaliśmy się i powiedział mi, że ma na imię Stefan - chłopaki popatrzyli na niego i wybuchli śmiechem. - No co? - zapytał śmiertelnie poważnie. I teraz pojawił się problem, czy Anthony udaje czy na serio jest taki...infantylny?
- Chodź Cannelle - Tamara wzięła mnie pod rękę i wyszłyśmy zza kulis. Zabrałam rzeczy z garderoby i ruszyłam za ciotką do samochodu. Byłam zmęczona, bolało mnie gardło i dziwne czułam się ze świadomością, że trzymam w torbie iPhone. Jechaliśmy tak długo, że w pewnej chwili zasnęłam.

_____________________________________________________________

no i mamy osiem :*
dziękuję wszystkim za komentarze i przepraszam, że tak długo to trwało!! -_- ( słowo SZKOŁA powinno wyszystko wyjaśnić) a i jeszcze się zakochałam, tak koszmarnie bardzo i mi odbija xd

a co tam u was??
christmas time coraz bliżej i śpiewanie piosenek jak LAST CHRISTMAS xd
postaram się z okazji świąt wrzucić więcej rozdziałów dlatego zmniejszam liczbę komantarzy do 4 (CZTERECH)
4 komantarze = następny rodział
Pozdrawiam, Mary!!

niedziela, 15 grudnia 2013

siedem

- Cannelle, wielki dzień przed tobą! -Tamara weszła do mojego pokoju, rozsunęła zasłony i stanęła nade mną.  Przysłoniłam oczy, gdyż światło słoneczne rzucało się na nie zbyt zachłannie.
- Daję ci 10 minut! - krzyknęła Tamara, ale za nim wyszła zabrała ze sobą moją kołdrę.  Zrezygnowana wstałam i ruszyłam do walizki.  Wygrzebałam z niej czystą koszulę i dżinsy.  Poszłam do łazienki,  uczesałam włosy i pod toną makijażu ukryłam obrzydliwego,  wielkiego,  czerwonego syfa, który niespodziewanie (wyczujcie sarkazm) pojawił się na moim czole. Bardzo się go spodziewałam,  bo dzień byłby zbyt piękny,  gdyby nie było komplikacji. Zeszłam na dół.
- Siadaj,  Cannelle -powiedział Kevin podsuwając mi krzesło. 
- Dziękuję - Tamara i Luke wnieśli talerze i pół miski z parującymi daniami.
- Smacznego! - rodzina przeżegnała się i zaczęła jeść.  Luke nic nie mówił,  widziałam, że był zły, za to Tamara nawijała jak katarynka. Nałożyłam sobie na talerz sałatkę i małe,  białe kiełbaski.  Były przepyszne! 
Po śniadaniu Kevin załadował zmywarkę, a ja poszłam się zbierać do kościoła.
- Cann,  gdzie ty się wybierasz?
- Do kościoła,  na mszę? Jest niedziela?
- A tak - powiedział Kevin i powrócił do czytania gazety.
- Chodź Cann - w korytarzu pojawił się Luke. Wyszliśmy z domu.  Wsiedliśmy do czarnego Rolls-Royce'a. Ciekawe czy to auto było Luke'a, bo mnie to tak wyglądało... Tylko kto normalny kupował by głupiemu nastolatkowi takie drogi samochód??
Luke uważnie śledził drogę,  jego wzrok ani na moment nie zboczył z trasy. Zatrzymał się po kilku minutach. Jak na komendę wysiedliśmy z samochodu. 
- Luke! - znajoma twarz zbliżała się w naszą stronę.  Alex pocałowała nieśmiało mojego kuzyna w usta.  Uśmiechnięty chłopak przytulił ją do siebie.

- Cześć przyjaciółko! - zawołała i podeszła do mnie.  Przytuliła mnie co było bardzo miłe.  Alex była ubrana w ładną,  szarą, panterkową sukienkę, a rude włosy miała podpięte do góry kolorowymi kokardkami.  W trójkę ruszyliśmy do kościoła,  Alex i Luke trzymali się za ręce.  Jej oranżowe włosy wybijały się w monotonnej  bieli wnętrza kościoła. Z całego serca modliłam się o odwagę i żebym nie dała plamy na koncercie. 
Po mszy ja, Alex i Luke pojechaliśmy do domu. 
Dziewczyna nie była pewna czy dobrze robi idąc do nas na obiad,  bo Tamara jej nie lubiła.  Ciocia nie powiedziała wprost,  że nie chcę,  aby Alex przyszła,  ale nie była też zbyt szczęśliwa,  gdy Luke powiedział jej, że ich odwiedzi.
- Jesteśmy - zawołał Luke od wejścia.
- Oh, Alexandra! Miło cię widzieć.  Luke wspominał,  że przyjdziesz.  - widziałam grymas na twarzy chłopaka. 
- Siadajmy,  bo stygnie - rozkazał Kevin.  Zerknęłam na zegar.  Południe. Zjem i spadam.  Usiadłam na krześle na przeciwko Alex.  Obok mnie po lewej stronie było wolne miejsce, po prawej siedziała Tamara,  obok niej Alex, a po jej prawicy Luke.  Kevin siedział na przeciwko Tamary i opowiadał jakieś anegdoty o rozprawach sądowych. 
Grzebałam widelcem w ryżu.  Czekałam na ten jeden dźwięk.  Dłonie zrobiły się lodowate,  a uszy czujne jak u wilka.  Zostało może 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1

Odepchnęłam się od stołu i hukiem, wraz z krzesłem wylądowałam na podłodze. Tamara, Kevin i Luke w momencie stali nade mną, a Alex zajadał się frytkami jakby wcale nie zauważyła, że coś się stało. Cała trójka był zaszokowana i przerażona, a na widok ich min zachciało mi się śmiać. U góry dzwonił mi telefon, a ja leżałam w salonie na podłodze.
- Charles się wścieknie - pomyślałam, jednak mało mnie to interesowało. Ostatnio łapałam się na tym, że nie dbałam o to co myślą o mnie inni.
- Luke, mógłbyś? - chłopak wstał i za prośbą swojej matki poszedł do mojego pokoju po telefon. W tym samym czasie Kevin pomógł mi podnieść się z podłogi. Miałam szczęście, że kremowe, skórzane fotele były mocno wypchane czymś miękkim. Usłyszałam ciężkie i szybkie  kroki na schodach.
- To twój telefon? - zapytał Luke z głupawym uśmieszkiem. Spojrzałam na moją starą Nokię. Kilka klawiszy nie działało , a na środku ekranu widniała wielka szpara.
- Coś nie tak? - zapytałam. Luke,  wyraźnie rozbawiony  patrzył raz na mnie, raz na telefon. Wstałam z krzesła i wyrwałam mu komórkę z ręki.
Spojrzałam na wyświetlacz.
1 nieodebrane połączenie od Charles
Przeszedł mnie dreszcz.
1 nieodebrane połączenie od Charles'a mroziło krew w żyłach bardziej niż jakiś horror. Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach odezwał się głos.
- O 14;15 podjedzie samochód. Masz być gotowa! - rozłączył się. zaskoczyło mnie to. Tym razem Charles był dziwnie normalny. szczerze spodziewałam się, że mnie okrzyczy, albo zwyzywa. Nie zrobił tego. Ta krótka "rozmowa" była nawet... miła.
W 10 minut byłam spakowana i stałam w łazience poprawiając makijaż, głównie po to by ukryć tego okropnego syfa na środku czoła, o którym już wspominałam.
- To i tak nie pomoże - mruknął Luke stając w drzwiach. Oparł się o framugę z rękami w kieszeniach. Wyglądał bardzo... seksownie?? (Nie wiem czy mogę tak o nim powiedzieć bo jesteśmy rodziną, ale on właśnie tak wyglądał) - Mówię ci, kurwa, że to nic nie pomoże. - wyrwał mi puder z ręki i wrzucił do kosza.
- Popieprzyło cię? - krzyknęłam.
- Zamknij się - szczeknął, zatrzasnął drzwi i przywarł mną do ściany. Trzymał mnie za szyję nie pozwalając mi uciec.
- Grzebałaś mi w laptopie? - odwróciłam wzrok - Kurwa patrz na mnie jak do ciebie mówię! Grzebałaś tam? Mów! - mocniej ścisnął moje gardło. Naciskał kciukiem na tchawicę przez co syczałam.
- Nie - co miałam zrobić?
- Łżesz! Łżesz jak pies. Kurwa, myślisz, że jestem taki głupi? A hasło skąd wzięłaś? W Londynie cię tak nauczyli kłamać? - puścił mnie, złapał się za głowę i zsunął po ścianie na podłogę. patrzyłam na niego, z trudem łapiąc powietrze.
- To byłam ja - mruknęłam.
Nie odpowiedział.
- Przepraszam
- Nie to ja powinienem przeprosić. Wkurwiłaś mnie, ale nie powinienem był, aż tak reagować
- A ja nie powinnam go otwierać... - usiadłam obok niego.
- To boli. W końcu znalazłem kogoś kogo na prawdę kocham, a moja matka jej nie znosi - zamyślił się - Obie są dla mnie ważne, ale moja matka chce być ważniejsza... Nie obchodzi ją Alex... A ja ją na prawdę kocham.
- Miłość boli - uśmiechnęłam się
- Kochałaś tak kiedyś kogoś? - zapytał wycierając rękawem oczy.
- Nie - odparłam - Ale wiem jak to boli
- Nawet największemu wrogowi nie życzyłbym tego bólu... Bólu miłości.
- Co tam się stało? - zapytałam.
- Moja matka rzuciła parę uwag na temat wyglądu Alex, a ona nie wytrzymała i wybiegła. Poleciałem za nią. Rozpłakała się i powiedziała, że ze mną zrywa, a potem odbiegła. Zostawiła mnie.
Luke Hogue młody, snobistyczny, nowojorczyk leży zapłakany na zimnej, łazienkowej posadzce w domu, który kosztował taką sumę, której sobie nie wyobrażam i jest nieszczęśliwy. Luke Hogue ma ubrania za kwotę, której nigdy nie wydałam i płacze. Luke Hogue stracił miłość mimo, że jest bogaty.
Luke jest przykładem, że pieniądze nie dadzą miłości.

-----------------------------------------------------------------------------
siedem!!!
matko, za 10 minut mam tramwaj na koncert,a piszę bloga!!
ale chciałam to dziś wstawić bo nie wiem jak bd wyglądał tan najbliższy przed świąteczny tydzień :)
KOCHAM BOŻE NARODZENIE!!! <3 <3 <3 
a jutro próbny test gimnazjalny z polskiego :(
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
6 komentarzy następny rozdział czyli koncert Cann!
  



poniedziałek, 9 grudnia 2013

sześć :*

Chłopak zatrzymał samochód w wąskiej uliczce.
- Teraz tylko tędy - wskazał palcem - i wyjdziesz obok garażu. Mój ojciec jest w domu. Powinien ci otworzyć bo ostatnio robi wszystko by nie pracować za dużo.
- Okay - mruknęłam i wysiadłam z auta.
- Cześć Chanel!! - pomachał mi Anthony. 

 
Uśmiechnęłam się do niego miło. Podobało mi się to, że nazwał mnie Chanel. Od razu poczułam się lepiej w środku. W moim sercu.
Powoli ruszyłam chodnikiem. Luke miał rację, po paru metrach stałam na podjeździe. Wyszłam po schodach i nacisnęłam klamkę. Drzwi się otwarły, a ja weszłam do środka.
- Jest tu kto? - zapytałam. Odpowiedziała mi cisza. Obróciłam się w okół własnej osi. Spodobało mi się to, że moje stopy ubrane w skarpety ślizgały się po panelach. Zaczęłam szaleć. Bawiłam się sama ze sobą. Udawałam, że jestem baletnicą, pływam z delfinami i daję koncert rockowy. Nagle moją uwagę przykuła kartka przywieszona na lustrze. Podeszłam i zdjęłam ją powoli. Niewyraźnym pismem napisane było:
Pojechałem na spotkanie, wrócę późno. K.  Jak totalna wariatka zaczęłam biegać po domu. Wbiegłam po schodach. W głowie zaświtała mi podstępna myśl. Bez żadnych skrupułów otwarłam ostatnie drzwi w korytarzu. Porządek mnie przeraził. Miałam nadzieję, że jest on jedynie względny. Otwarłam pierwszą lepszą szafkę. Luke jest, aż tak dziwny? Ciuchy ułożone były równo i KOLORYSTYCZNIE. Otwarłam następną i kolejną i w każdej był porządek. Chciało mi się śmiać i płakać równocześnie. Byłam też trochę wściekła. Zerknęłam na idealnie czyste biurko, na którym znajdował się laptop. Otwarłam go natychmiast. Modliłam się, aby nie było hasła, jednak pojawiła się prośba nie myślałam długo. Wpisałam pierwsze co przyszło mi na myśl. Logowanie potwierdzone. 
- Serio, Luke? Od 10 lat to samo hasło?
- Zgadłaś jego hasło?  - przeraziłam się na dźwięk tego głosu. Obróciłam się powoli.
- Coś nie tak? - zapytała dziewczyna. Patrzyłam na nią jakbym zobaczyła kosmitę. - Jestem Alex. Szukam Luke'a.
- Nie ma go tu.
- Już wiem, ale masz jego kompa. Ej, patrz na to - szturchnęła mnie łokciem w brzuch i usiadła na obrotowym krześle i pochyliła się nad laptopem. - Czy to jestem ja?  - wzięła komputer do ręki i dała mi do porównania. Jako tapeta rzeczywiście ustawione było jej zdjęcie.


- Tak- odparłam.
- To dobrze bo już się bałam, że to ktoś inny?
- Czemu? - zapytałam.
- Jestem jego dziewczyną. - zachciało mi się śmiać.
- Ej, bez jaj... - zaczęłam. Serio trudno było mi  uwierzyć, że Luke i Alex mogli by coś tego... -  Nie, poczekaj. Ty chodzisz z moim nie normalnym kuzynem, którego pokój wygląda... tak? 
- To jego pokój? - wybuchnęłam śmiechem. Alex pytała poważnie. 
- Tak, to... to jego pokój. 
- Wiem - odparła.
- To dlaczego pytałaś? - Gdzie tu twoja logika, Alex?
- Lubię cię, rozbawiasz mnie. - powiedziała z szerokim uśmiechem. 
- Cieszę się - mruknęłam nic nie rozumiejąc. 
- Potrzebuję cię - ciągnęła dalej. 
- Do czego? - Dobra, zaczęło być dziwnie.
- Będziemy przyjaciółkami  - powiedziała radośnie.
- Dobra - przytaknęłam. Alex zaczęłą grzebać w plikach na komputerze Luke'a. Szczerze obie spodziewałyśmy się bardziej nieprzyzwoitych rzeczy niż to co zobaczyłyśmy.
- Który? - zapytała Alex wskazując głową zdjęcie. Przedstawiało ono Secret House na plaży, bez koszulek. Zdjęcie musiał zrobić Luke bo jego jedynego na nim nie było.
- Anthony - pisnęłam. To było trochę dziwne, mówic jej o tym.
- Zgłupiałaś? On ma nie równo pod sufitem. - pokazała to ręką. - Tobie polecam Frederick'a. Idelanie do ciebie pasuje. - Tak, Alex, jasne. Freddie rzeczywiście był fajny, ale moje serce biło szybciej na widok Tony'ego.
- Kurde. Już tak ciemno? - zdziwiła się Alex.
- Cholera! - jęknęłam.
- Matka mnie zabije! - rzuciła i zbiegła po schodach. Wyłączyłam komputer, ułożyłam wszystkie rzeczy, zamknęłam wszyskie szafki i wyszłam. Zeszłam do salonu, w rogu stało niewielkie pianino, którego nie zauważyłam wcześniej. Podeszłam do niego. Nawet nie chciałam grać, ale to było silniejsze niż moja siła woli. Prześpiewałam wszystkie moje piosenki i parę tych, które znam i umiem zagrać. Trochę dziwiło mnie to, że jest już 7 p.m., a w domu nie było nikogo po za mną. Trochę zmęczona dzisiejszymi przeżyciami poszłam do swojego pokoju. Tym razem wydał mi się bardziej znajomy i badziej mój. Może dlatego, że wszędzie rozwalone były moje ciuchy. Zabrałam ręcznik, kosmetyczkę i piżamę do łazienki. Umyłam się, wysmarowałam balsamem i wysuszyłam włosy. Dochodziła 9 p.m., a ich nadal nie było. Położyłam się na łóżku z Gwiazd naszych winą  Spodziewałam się, że ktoś w tej książce umrze, dlatego nie chciałam czytać tej książki dalej, mimo, że jakaś część mnie bardzo chciała spotkać Augustus'a Waters'a. Utknęłam w tym momencie, w którym Augustus zabierał Hazel do Amsterdamu. Augustus zabiera Hazel do Amsterdamu!!
Z moich oczu puściły się łzy. Mimo, że lubię moją samotność to bywa ona czasem przytłaczająca.
- Gaś światło Cannelle!! - powiedział Luke wchodząc mi do pokoju, za nim weszli Leon, Tom i Anthony. Ten ostatni usmiechnął się na mój widok.
- Cześć Cannelle. - powiedział. Szczerze to się zdziwiłam. A gdzie Chanel? Byłam tak zapatrzona w piękną twarz Anthony'ego, że nie zauważyłam jak Luke z resztą wykręcili żarówkę z mojej lampy. Zmroziłam ich wzrokiem zapalając lampkę przy łóżku.
- Dobra robota, Tone! - rzucił Leon  i przybił zdezorientowanemu Anthony'emu high five. Chłopcy powoli wychodzili, gdy Luke zamykał drzwi zatrzymał sie na chwilę
- Cann... on był pijany. Śpij dobrze. Sen to ważna rzecz. - zamknął drzwi pozostawiając mnie w mroku. To wiele wyjaśniało. Anthony się upił i dlatego mówił do mnie Chanel. Mimo, że to była pijana strona Bevan'a miło było usłyszeć to z jego ust. Jednak musiało coś być na rzeczy, bo zapłonił się jak mnie zobaczył.
Do pierwszej nie mogłam zasnąć przez śmiechy i głośne rozmowy z pokoju Luke'a, który znajdował się za cienką ścianką działkową.  
__________________________________________________________________
 
rozdział 6!!!!
nominacja do Liebsten, wyróżnie w konkursie -  wszystko co najlepsze!!
i komentarze pod poprzednim w niecałe 2 dni!!!
jesteście boscy!!!
pojawił się nowy bohater: Alexandra Sparks
powinna za niedługo pojawić się w zakładce "Bohaterowie"
to może nastepny rozdział za 6 komentarzy?
szaleje i podnoszę stawkę.
6 komentarzy = następny rozdział


LIEBSTEN AWARDS!!

Nadal nie wierzę. Serio ja???
Nie mogę uwierzyć!! *wzruszenie*
Nominacja od: http://onewayoranothervswings.blogspot.com/
Ta nominacja to dla mnie coś więcej i moje słowa mogą dla kogoś być puste albo co... ale ja naprawdę nie spodziewałam się takiego entuzjazmu :) ze strony odbiorców.
Świętuję dzisiaj również 488 wejść na bloga!! <3 Dla mnie to 500!!
Kocham was!!
moglibyście więcej komentować, ale nikt nie jest idealny :*

Wiem, że powinnam teraz nominować 11 blogów. To będzie cholernie trudne.
1. http://andnoonesgonnawakemeup.blogspot.com/
2. http://marcelhaveasekret.blogspot.com/
3. http://forbidden-love-melanie-niall.blogspot.com/
4. http://all-our-life.blogspot.com/
5. http://everythinkcanchange232.blogspot.com/
6.  http://she-fanfiction.blogspot.com/
7.  http://your-one-thing.blogspot.com/
8. http://havetofaces.blogspot.com/
9. http://loolopowiadaniao1d.blogspot.com/
10. http://imagify-ann-tomlinson-horan.blogspot.com/
11. http://everythingaroundyouisnotreallynormal.blogspot.com/

Odpowiadam na pytania:
1. Dlaczego założyłaś bloga?
     Założyłam go dlatego, że piszę i moje koleżanki mi mówiły, że mam talent, bo zawsze potrafię coś wymyślić nawet jak nie ma z czego. Spróbowałam swoich sił. :) Zawsze chciałam napisać książkę... ale to koszmarnie trudne, trzeba trzymać się schematów i tych wszystkich zasad... Teraz też mogłabym jakieś opowiadanie stworzyć o tym dlaczego zaczęłam  xd

2. Co cenisz w ludziach najbardziej?
    Poczucie humoru.

3. Jakich cech nie lubisz u innych?
    Nadmiernej pewności siebie- pychy, tego, że krytykują, a się nie znają. 

4. Jak ma na imię mój najlepszy przyjaciel?
    Julia - moja kuzynka i Ania - przyjaciółka od 15 lat

5. Twój idol to...
     Jennifer Lawrence <3



 6. Zasada, którą kierujesz się w życiu?
     "Stay alive" ~ Haymitch The Hunger Games: Catching Fire 

7. Ulubiony kolor.
    Czarny, różowy i ewentualnie granatowy.

8. Ulubiony przedmiot.
    Mój plecak Harold, mój piórnik Zach i mój telefon Marcel <3 <3 <3 
     *a w szkole to polski, sztuka, historia, fortepian i audycje muzyczne.*

9. Ulubiona piosenka.
    Polecam płytę Birdy ~ Fire Within cała jest boska, moje ulubione numerki to: 1, 3, 4, 5, 8, 9, 10. 
    i OneRepublic - Something I Need 

10. Ulubiony blog.
      The problem is... nie mam jednego ulubionego :( 
       wszystkie nominowane kocham

11. Za co cenisz swoich przyjaciół?
      Za cierpliwość do mnie, słuchanie mojego, często głupiego, szybkiego i długiego gadania na żaden konkretny temat, za to, że są, że mam dla kogo żyć... za godziny spędzone na głupotach i za wspieranie w trudnych momentach, oraz za to, że mnie lubią mimo wszystko, mimo to jaka jestem i jak się zachowuję...

MOJE PYTANIA!!!
1. Dlaczego prowadzisz bloga?
2. Ulubione filmy, take które polecasz.
3. Ulubiony wykonawca.
4. O czym lubisz czytać blogi?
5. Podoba ci się mój blog??? (xd)
6. Ulubione kolory.
7. Jakie masz motto?
8. Ulubione książki.
9. Masz rodzeństwo?
10. Nadajesz przedmiotom imiona?
11. Najładniejsze męskie imię.


Jeszcze raz DZIĘKUJĘ za nominację.
   


sobota, 7 grudnia 2013

pięć :*

- Co myślisz o Taylor? - zapytała Elandor.
- Dziwna - wyznałam szczerze. - Ale co z Leonem?
- Nie wiem. Nic, nie rozumiem. - powiedziała spuszczając wzrok. Patrzyłam na nią bawiącą się złotą branzoletką. Chciałam jej jakoś pomóc. Chciałam ją zaprosic do siebie, zrobić gorącą, super słodką i kaloryczną czekoladę i plotkować, tak jak robiłam to z Cher w Londynie. Problem był taki, że nie bardzo wiedziałam jak dojechać do mojego nowego domu, a po za tym zupełnie nie wiedziałam jak się po nim poruszać.
- Chodź do mnie - zaproponowała.
 Ruszyłyśmy ulicą. Elandor opowiadała mi o swojej mamie, która jest pisarką, ale od dwóch miesięcy nie napisała ani słowa i szukała natchnienia w różnych klubach w Las Vegas. John był jej ojczymem. Na początku, gdy El miała sześć lat i gdy jej mama poznała Johna żadna z nich go nie polubiła. Potem przez przypadek spotkali się w sklepie i skończyło się tym, że są małżeństwem od półtora roku. W pociągu Elandor wypytywała o mnie. Chciała wiedzieć praktycznie wszystko. Co lubię, jaki jest mój ulubiony zespół, film... Miło mi się z nią rozmawiało, uważnie słuchała, była dociekliwa i szybko łapała fakty. Nie sądziałam, że aż tyle rzeczy wydarzyło się od mojego urodzenia.
Wysiadłyśmy z pociągu, przeszłyśmy przez park do dużego białego budynku.
- Zapraszam - mruknęła Elandor otwierając bramkę i wpuszczając mnie na posesję.
- Dziękuję -  powiedziałam i weszłam. Idealnie przystrzyżone trawniki, klomby kwiatów to właśnie przywitało mnie po wyminięciu Elandor.
- WOW! - pisnęłam z zachwytu.
- Marzenie mojej mamy, a i tak jej tu nie ma - żadna z nas nie powiedziała nic więcej. Dziewczyna otwarła drzwi i weszłyśmy do domu. W korytarzu zdjęłyśmy buty, a El zapaliła światła jednym klaśnięciem.
- Będziesz tu chodzić do szkoły? - zapytała podając mi kubek herbaty.
- Nie wiem. Nie myslałam o tym jeszcze. A ty gdzie chodzisz?
- Do West High School. Leon i jego znajomi też tam chodzą. Ogólnie jest spoko. Dyrektor Adams przymyka oczy na różne wybryki. Wiesz... snobistyczna szkoła.
- Serio? - zdziwiłam się. El nie wyglądała mi na jedną z TYCH lasek. Z resztą po za Luke'm nikt nie wyglądał mi na snoba. Fajnie tak mówić o własnej rodzinie.
- Pomysł mamy - Elandor znowu spuściła wzrok. - Mam tam fajne koleżanki...obiekt westchnień... - El wybuchła śmiechem. - Nigdy nie miałam przyjaciółki - mruknęła poważnie - Wiesz jak to jest? - zasłoniłam rękawem małe serduszko - tatuaż. Ja i Cher zrobiłyśmy je na znak naszej przyjaźni. Teraz jednak, patrząc na to z trochę innej perspektywy, widzę, że to co łączyło mnie z Cher było jakąś patologią. Ja miałam tylko ją, a ona mróstwo znajomych... Był jeszcze Mark... Mój przyjaciel. Nie widziałam go od trzech lat i nie sądziłam, że go jeszcze spotkam. Z resztą Cher i tak go nie lubiła, to jednak żadna nowość bo ona nie lubiła ludzi z którymi rozmawiałam. Mimo, że często spędzałyśmy czas ze sobą i ciągała mnie wszędzie to byłam samotna i smutna.
- Wiem - szepnęłam.
- A Cher? - zapytała dziwnie.
- Co Cher?
- Nie była twoją przyjaciółką?
- Skąd wiesz o Cher?- przeskanowałam swoją pamięć i byłam pewna, że jej o tym nie mówiłam. Elandor zarumnieniła się.
- Od Leona. Powiedział, że ci współczuje bo to tak jakby on stracił Tom'a, Anthony Freddiego. Musiałyscie być na prawdę blisko.
- Może tak było - zamysliłam się - a może nie? Ona juz nie żyje, El. Jak chcę być szczęśliwa to nie mogę rozpamiętywać przeszłości. A ja naprawdę chcę być szczęśliwa. - zapadła cisza. Elandor usmiechnęła się do mnie nie pewnie. Wylała resztkę herbaty do zlewu i umyła kubek.
- Też chcę być szczęśliwa.


- Jak to? Luke wysadził cię pod studiem i odjechał? Co za nienormalny dzieciak. - mruknęła Tamara.
- Ciociu? - usłyszałam ciche westchnienie po drugiej stronie.
- Zadzwonię do niego i poproszę, żeby się nie wygłupiał i cię odebrał.
- Ciociu, ale ja nie chcę robić kłopotu. Po prostu podaj mi adres, a ja przyjadę.
- Och, dziecko! nie tak prosto tu trafić. - powiedziała ciocia dziwnym, zimnym tonem. Nagle na rogu ulicy pojawił się czarny Rolls Royce. Skręcił z piskiem opon.
- Kończę ciociu. - rozłączyłam się.
Samochód wychamował ostro, stając centralnie przede mną.
- Wsiadasz? - zapytał Luke otwierając szybę.

 Bez słowa otwarłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.
- Gdzie byłaś?- zapytał ciekawsko/
- A co cię to interesuje? - odparłam rówież pytaniem
- Moja matka kazała mi o ciebie dbać. - powiedział unosząc brwi.
- Świetnie robię to sama. - szczeknęłam. Luke denerwował mnie najbardziej z wszystkich ludzi, których znałam.
- Może w Londynie, NY to zupełnie inne miasto.
- Ty oczywiście wiesz najlepiej.
- Jesteś ładna. Mogłabyś nie być sarkastyczna. Z taką gatką to nikt NORMALNY - zrobił nacisk na to słowo - nie będzie cię chciał. - powiedział, a na jego twarzy pojawił się chamski uśmiech. Wściekła odwróciłam się w stronę drzwi. Luke włożył do radia płytę.  Po pierwszych dźwiękach rozpoznałam mój kawałek.
- And I see this things in your eyes!!! - darł się Luke kozim głosem.
- Przestań - rozkazałam, a że mnie nie posłuchał sama wyłączyłam radio.
- Coś nie tak? - zapytał z mnią niewiniątka.
- Nic. Ty po prostu nie umiesz śpiewać, tak się zdarza. To nie jest normalne, ale... - patrzyłam na jego reakcję i miałam nadzieję, że jakaś nastąpi bo nie miałam pojęcia jak to zakończyć.
- Serio? - zapytał. Nie mogłam stwierdzić czy żartuje. - To by wyjasniało dlaczego chłopaki nie chcieli mnie w Secret House. - mruknął.
- Co to Secret House?
- Zespół Anthony'ego i chłopaków.
- Czy to nie było Seagulls? - Luke parsknął śmiechem.
- Cannelle, oni nie mają już po 10 lat, ale widzę, że ty nadal masz... To co kupimy dzidziusiowi grzechotkę? - Lucas poczochrał mnie po włosach. Pokazałam mu język.
- Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? - odezwał się męski głos na tylnim siedzeniu.

- Siema, stary! - krzyknął Luke przyglądając się chłopakowi w przednim lusterku.
- Znów film mi się urwał? Nie powinienem był pić.
- Nie, Tone. Ty po prostu zemdlałeś.
- Tak, Luke, przecież to całkowicie normalne - wtrąciłam.
- O! Chanel!! Miło cię znowu widzieć.
- On coś brał czy tak na serio? - spytałam. Zostałam właśnie ochrzczona imieniem najwspanialszej projektantki mody ever.
- Powiedziałem coś nie tak? - zmartwił się Anthony.
- Nie, spokojnie bro. - upokoił go Luke.
- Co mu jest? - spytałam konspiracyjnym szeptem.
- A co ja? Lekarz psychiatra?
- Jasne, Luke.
- Odwiozę go do domu. - zawołał.
- Może lepiej do szpitala?
- Na  na. Nanana. Na na. Nanananana. - zaśpiewał Tony. Luke walnął się ręką w czoło, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Może lepiej do szpitala.

___________________________________________________________________-
aaaa!!! mam 5 rozdział xd
i nominację i mdłości (sero myslałam, że będę rzygać xd)
ciężko jest pisać jedząc i ukrywając się przed mamą, która myslała, że sie uczę!! O.o tsaa..
nastepny rozdział...
to ja tak myślę w okolicach środy??
o ilę będzie 5 komentarzy.
CZYTASZ? KOMENTUJ!!
ps. mnie to pomaga i dodaje pomysłów :*

wtorek, 3 grudnia 2013

cztery :p

PIOSENKA warto posłuchać

Zabolały mnie te słowa. Oczywiście nie pokazałam tego po sobie. Wiem, że moją jedyną obroną są łzy, których nie potrafię powstrzymać. Jedna część mnie postanowiła znienawidzić Elandor, druga natomiast wielbiła ją za uwielbianie mnie.
W końcu jesteś kimś! - usłyszałam w głowie. Patrzyłam na Elandor stojącą obok mnie i nucącą melodię z windy. Zastanawiałam się o czym ona myśli. Nagle powróciło do mnie marzenie. Było to marzenie Cher. Wymyśliła je po przeczytaniu Zmierzchu. Byłyśmy wtedy małe, albo raczej głupie i serio wierzyłyśmy, że spotkamy Edwarda, który będzie wiedział o czym myślimy. To było by bardzo fajne rozwiązanie. takie porozumiewanie się za pomocą myśli.  Cher pochwaliła się mojej siostrze tym co wymyśliłyśmy, Mary nas wyśmiała. Powiedziała, że jesteśmy głupie i dziecinne.
Kilka dni przed jej śmiercią rozmawiałam o tym z Cher.
- Mimo wszystko nadal marzę. - powiedziała uśmiechając się do kubka kawy. - To dziwne, że Mary nie marzy. Może jestem najgłupszą osobą na świecie, ale marzę. 
- Wiesz jaka ona jest. - mruknęłam. 
- Powiedz mi Cannelle, o czym ty marzysz? - przez chwile miałam złudne wrażenie, że ona naprawdę chce tego posłuchać. Otwierałam już usta by wydobyć z nich choć jedno słowo, ale Cher mi przerwała.
- Marzysz o byciu kimś. - odparła.  Mechanicznie zrzuciła kubek, który roztrzaskał się na podłodze.
- Wiesz co Cannelle King? Ból sprawi, że będziesz kimś. Mój ból.  
- Przestań Cher! - krzyknęłam łapiąc ją za ramiona. 
- Nie chcesz bólu? - zapytała. Czekała, aż się poruszę. Wytrzymałam w bezruchu tak długo jak potrafiłam, ale to i tak było za krótko. Bosa stopa Cher nastąpiła na kawałek szkła. Krew puściła się natychmiast. zaczęłam krzyczeć, ale w domu nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc. 
- Zamknij się. - syknęła Cher. 
- Zadzwonię po karetkę. 
- Ani mi się waż. Nic mi nie będzie. Nic się nie wbiło. Widzisz? - pokiwałam głową, jednak nie byłam pewna bo strugi krwi ciągle ściekały po stopie Cher. - Pójdę już. - rzuciła i skierowała się do wyjścia z krwawiącą stopą.
 - Co teraz będziesz robić? - zapytała Elandor ściągając mnie do rzeczywistości.
 - Pójdę do domu, położę się w łóżku i będę czytać.
 - Zwariowałaś?
 - Ale to bardzo mądra książka. - próbowałam się bronić. Żegnaj Augustusie.
 - Zwariowałaś. - potwierdziła - Książka poczeka, a ja cię teraz nie puszczę. - wzięła mnie pod ramię i ruszyłyśmy w stronę parku. - Umówiłam się tu z kimś. - powiedziała rumieniąc się gdy usiadłyśmy na ławce. - Tak? - zaciekawiłam się.
 - Ma na imię Leon i nie przyjdzie tu sam. Zabierze tych swoich pieprzonych kolegów w ramach pieprzonej przyzwoitki.
- Czy to oni? - zapytałam delikatnie wskazując palcem czterech chłopaków i jedną dziewczynę z burzą blond loków na głowie. Im byli bliżej tym moje przerażenie brało górę.
 - Cudownie. - warknęłam z sarkazmem.
 - Co? - zdziwiła się Elandor. -  Znasz ich? To naprawdę cudownie.
 - Cześć - powiedział Leon. Stanęli przed nami i wyglądali jak jakaś mafia.
 - Cann?! - zdziwił się Luke. - Siema. - pomachałam mu chamsko przed nosem.
 - Uwaga! - krzyknął chłopak i z całą prędkością rzucił się na grupkę stojącą przed nami.
 - Tony. - mruknęła to blondyna wstając z ziemi i otrzepując ubranie z kamyków i kurzu. - Stęskniliście się za mną? - zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział.
 - To co robimy?? - zapytała Elandor, wyglądała na rozczarowaną i trochę zdenerwowaną.
 - Jestem Taylor. - powiedziała Blondie. Była ładna, miała piegi, duże brązowe oczy i malinowe usta.
- Moja siostra. - wtrącił Tom. Brunet z ciemnymi oczami ten, który pytał czy byłam w NY jak jechaliśmy do studia.
- Miło cię poznać - powiedziała Elandor.
- Właśnie  - dodałam w amoku, wpatrzona w wysokiego chłopaka rozmawiającego z Freddie'm.
 Miał na sobie koszulkę jakiegoś znanego zespołu z podwiniętymi rękawami co dawało wrażenie, że wcale ich nie było. Srebrny zegarek na jego prawej ręce wskazywał 11;30.  Mój brzuch upominał się o drugie śniadanie.
- Jestem głodna. - rzuciłam.
- Właśnie. - klasnął w dłonie Freddie ( ten z okularami i blond włosami) - Chodźmy do Subway'a na kanapki.
Ruszyliśmy ośmioosobową grupą przez park do restauracji.
Tom i Freddie zamówili chyba z 50 kanapek i wszystkie zniknęły. Ja nie zjadłam nawet połowy mojej (na razowym chlebie z kurczakiem i bez majonezu) i Luke ją po mnie kończył.
- Ty jesteś Cannelle? - spytał brunet siadając obok mnie.
- Tak. - szepnęłam cicho bo z tego wszystkiego zaschło mi w gardle. Jego ciepłe ciało był blisko mojego. Czułam takie dziwne coś w brzuchu w okolicach żołądka i ogarnęło mnie podekscytowanie.
- Anthony Bevan - podał mi rękę - Zimno ci?  - roześmiałam się Blondie zgromiła mnie wzrokiem. Szybko się uspokoiłam.
- Nie. Wszystko jest w porządku.
- To dobrze. - odparł Anthony z uśmiechem, jego bystre oczy śledziły rysy mojej twarzy. CZUŁAM TO!!
- Jak tam twoja babcia? - zapytała Taylor wyraźnie nie mogąc znieść tego, że Anthony poświęca mi swoją uwagę.
- Dalej nic nie mówi, za to z mamą lepiej. Byliśmy wczoraj na spacerze. Cieszy się ślubem.
- Chyba będę się zbierać - szepnęłam do Elandor.
- Też pójdę. - pożegnałyśmy się i wyszłyśmy na ulicę.

_________________________________________________________

Mam już 4 rozdział!!! :*
robię postępy :p
nie wiem czy zauważyliście, ale pojawiła się zakładka "BOHATEROWIE", a na początku podałam piosenkę, którą warto posłuchać.

Co do nexta, nic nie obiecuję bo przygotowuję się do finału konkursu historycznego i nie wiem czy będę miała czas. 
Pozdrawiam!
ps. 5 KOMENTARZY = NEXT