- Co myślisz o Taylor? - zapytała Elandor.
- Dziwna - wyznałam szczerze. - Ale co z Leonem?
- Nie wiem. Nic, nie rozumiem. - powiedziała spuszczając wzrok. Patrzyłam na nią bawiącą się złotą branzoletką. Chciałam jej jakoś pomóc. Chciałam ją zaprosic do siebie, zrobić gorącą, super słodką i kaloryczną czekoladę i plotkować, tak jak robiłam to z Cher w Londynie. Problem był taki, że nie bardzo wiedziałam jak dojechać do mojego nowego domu, a po za tym zupełnie nie wiedziałam jak się po nim poruszać.
- Chodź do mnie - zaproponowała.
Ruszyłyśmy ulicą. Elandor opowiadała mi o swojej mamie, która jest pisarką, ale od dwóch miesięcy nie napisała ani słowa i szukała natchnienia w różnych klubach w Las Vegas. John był jej ojczymem. Na początku, gdy El miała sześć lat i gdy jej mama poznała Johna żadna z nich go nie polubiła. Potem przez przypadek spotkali się w sklepie i skończyło się tym, że są małżeństwem od półtora roku. W pociągu Elandor wypytywała o mnie. Chciała wiedzieć praktycznie wszystko. Co lubię, jaki jest mój ulubiony zespół, film... Miło mi się z nią rozmawiało, uważnie słuchała, była dociekliwa i szybko łapała fakty. Nie sądziałam, że aż tyle rzeczy wydarzyło się od mojego urodzenia.
Wysiadłyśmy z pociągu, przeszłyśmy przez park do dużego białego budynku.
- Zapraszam - mruknęła Elandor otwierając bramkę i wpuszczając mnie na posesję.
- Dziękuję - powiedziałam i weszłam. Idealnie przystrzyżone trawniki, klomby kwiatów to właśnie przywitało mnie po wyminięciu Elandor.
- WOW! - pisnęłam z zachwytu.
- Marzenie mojej mamy, a i tak jej tu nie ma - żadna z nas nie powiedziała nic więcej. Dziewczyna otwarła drzwi i weszłyśmy do domu. W korytarzu zdjęłyśmy buty, a El zapaliła światła jednym klaśnięciem.
- Będziesz tu chodzić do szkoły? - zapytała podając mi kubek herbaty.
- Nie wiem. Nie myslałam o tym jeszcze. A ty gdzie chodzisz?
- Do West High School. Leon i jego znajomi też tam chodzą. Ogólnie jest spoko. Dyrektor Adams przymyka oczy na różne wybryki. Wiesz... snobistyczna szkoła.
- Serio? - zdziwiłam się. El nie wyglądała mi na jedną z TYCH lasek. Z resztą po za Luke'm nikt nie wyglądał mi na snoba. Fajnie tak mówić o własnej rodzinie.
- Pomysł mamy - Elandor znowu spuściła wzrok. - Mam tam fajne koleżanki...obiekt westchnień... - El wybuchła śmiechem. - Nigdy nie miałam przyjaciółki - mruknęła poważnie - Wiesz jak to jest? - zasłoniłam rękawem małe serduszko - tatuaż. Ja i Cher zrobiłyśmy je na znak naszej przyjaźni. Teraz jednak, patrząc na to z trochę innej perspektywy, widzę, że to co łączyło mnie z Cher było jakąś patologią. Ja miałam tylko ją, a ona mróstwo znajomych... Był jeszcze Mark... Mój przyjaciel. Nie widziałam go od trzech lat i nie sądziłam, że go jeszcze spotkam. Z resztą Cher i tak go nie lubiła, to jednak żadna nowość bo ona nie lubiła ludzi z którymi rozmawiałam. Mimo, że często spędzałyśmy czas ze sobą i ciągała mnie wszędzie to byłam samotna i smutna.
- Wiem - szepnęłam.
- A Cher? - zapytała dziwnie.
- Co Cher?
- Nie była twoją przyjaciółką?
- Skąd wiesz o Cher?- przeskanowałam swoją pamięć i byłam pewna, że jej o tym nie mówiłam. Elandor zarumnieniła się.
- Od Leona. Powiedział, że ci współczuje bo to tak jakby on stracił Tom'a, Anthony Freddiego. Musiałyscie być na prawdę blisko.
- Może tak było - zamysliłam się - a może nie? Ona juz nie żyje, El. Jak chcę być szczęśliwa to nie mogę rozpamiętywać przeszłości. A ja naprawdę chcę być szczęśliwa. - zapadła cisza. Elandor usmiechnęła się do mnie nie pewnie. Wylała resztkę herbaty do zlewu i umyła kubek.
- Też chcę być szczęśliwa.
- Jak to? Luke wysadził cię pod studiem i odjechał? Co za nienormalny dzieciak. - mruknęła Tamara.
- Ciociu? - usłyszałam ciche westchnienie po drugiej stronie.
- Zadzwonię do niego i poproszę, żeby się nie wygłupiał i cię odebrał.
- Ciociu, ale ja nie chcę robić kłopotu. Po prostu podaj mi adres, a ja przyjadę.
- Och, dziecko! nie tak prosto tu trafić. - powiedziała ciocia dziwnym, zimnym tonem. Nagle na rogu ulicy pojawił się czarny Rolls Royce. Skręcił z piskiem opon.
- Kończę ciociu. - rozłączyłam się.
Samochód wychamował ostro, stając centralnie przede mną.
- Wsiadasz? - zapytał Luke otwierając szybę.
Bez słowa otwarłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.
- Gdzie byłaś?- zapytał ciekawsko/
- A co cię to interesuje? - odparłam rówież pytaniem
- Moja matka kazała mi o ciebie dbać. - powiedział unosząc brwi.
- Świetnie robię to sama. - szczeknęłam. Luke denerwował mnie najbardziej z wszystkich ludzi, których znałam.
- Może w Londynie, NY to zupełnie inne miasto.
- Ty oczywiście wiesz najlepiej.
- Jesteś ładna. Mogłabyś nie być sarkastyczna. Z taką gatką to nikt NORMALNY - zrobił nacisk na to słowo - nie będzie cię chciał. - powiedział, a na jego twarzy pojawił się chamski uśmiech. Wściekła odwróciłam się w stronę drzwi. Luke włożył do radia płytę. Po pierwszych dźwiękach rozpoznałam mój kawałek.
- And I see this things in your eyes!!! - darł się Luke kozim głosem.
- Przestań - rozkazałam, a że mnie nie posłuchał sama wyłączyłam radio.
- Coś nie tak? - zapytał z mnią niewiniątka.
- Nic. Ty po prostu nie umiesz śpiewać, tak się zdarza. To nie jest normalne, ale... - patrzyłam na jego reakcję i miałam nadzieję, że jakaś nastąpi bo nie miałam pojęcia jak to zakończyć.
- Serio? - zapytał. Nie mogłam stwierdzić czy żartuje. - To by wyjasniało dlaczego chłopaki nie chcieli mnie w Secret House. - mruknął.
- Co to Secret House?
- Zespół Anthony'ego i chłopaków.
- Czy to nie było Seagulls? - Luke parsknął śmiechem.
- Cannelle, oni nie mają już po 10 lat, ale widzę, że ty nadal masz... To co kupimy dzidziusiowi grzechotkę? - Lucas poczochrał mnie po włosach. Pokazałam mu język.
- Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? - odezwał się męski głos na tylnim siedzeniu.
- Siema, stary! - krzyknął Luke przyglądając się chłopakowi w przednim lusterku.
- Znów film mi się urwał? Nie powinienem był pić.
- Nie, Tone. Ty po prostu zemdlałeś.
- Tak, Luke, przecież to całkowicie normalne - wtrąciłam.
- O! Chanel!! Miło cię znowu widzieć.
- On coś brał czy tak na serio? - spytałam. Zostałam właśnie ochrzczona imieniem najwspanialszej projektantki mody ever.
- Powiedziałem coś nie tak? - zmartwił się Anthony.
- Nie, spokojnie bro. - upokoił go Luke.
- Co mu jest? - spytałam konspiracyjnym szeptem.
- A co ja? Lekarz psychiatra?
- Jasne, Luke.
- Odwiozę go do domu. - zawołał.
- Może lepiej do szpitala?
- Na na. Nanana. Na na. Nanananana. - zaśpiewał Tony. Luke walnął się ręką w czoło, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Może lepiej do szpitala.
___________________________________________________________________-
aaaa!!! mam 5 rozdział xd
i nominację i mdłości (sero myslałam, że będę rzygać xd)
ciężko jest pisać jedząc i ukrywając się przed mamą, która myslała, że sie uczę!! O.o tsaa..
nastepny rozdział...
to ja tak myślę w okolicach środy??
o ilę będzie 5 komentarzy.
CZYTASZ? KOMENTUJ!!
ps. mnie to pomaga i dodaje pomysłów :*
przepraszam za spam
OdpowiedzUsuńAna zaczynając swój ostatni rok w liceum myślała, że ten rok będzie spokojny, ze spędzi go z przyjaciółmi myśląc o zbliżającym się dorosłym życiu. Lecz wszystko zmienia chłopak, na którego wpada na korytarzu. Z dnia na dzień wszystko wydaje się jej coraz bardziej skomplikowane i ma ochotę zadać coraz więcej pytać, lecz czy chce znać odpowiedzi? Czy chce wiedzieć o stworzeniach które zna tylko z filmów dla nastolatek? Czy w końcu zrozumie co to miłość i ile można za nie zapłacić?
Zapraszam na http://theclarks-fanfiction.blogspot.com/
clark x
Spoko. Chętnie zajrzę!
UsuńAwww <33 Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału!<3
OdpowiedzUsuń<3 Cudo :* <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next rozdział *o*
Pozdrawiam życzę weny i powodzenia :P Niati <3
awww*-*
OdpowiedzUsuń