poniedziałek, 7 kwietnia 2014

22. Now is good!

Cannelle P.O.V.

Anthony Bevan grubo się mylił myśląc, że po długim czasie nie rozmawiania ze mną jednym pocałunkiem naprawi wszystko. Powinien wiedzieć, że taka nie jestem. Co z tego, że pokazał w tym pocałunku najwięcej uczuć niż kiedykolwiek w stosunku do mnie, skoro ja nadal byłam zła? 

Splotłam ramiona na piersiach i oparłam się plecami o blat.
- Żartujesz sobie? - zapytał Tony wbijając we mnie swoje zielone spojrzenie.
- Gdzieżbym śmiała! - oburzyłam się podnosząc głos. 

- To o co chodzi?
- Myślę, że masz za dużo na głowie, Tone. Ja, zespół, twoja rodzina... Myślę, że musisz coś wybrać - moje słowa były bezsensowne, ale nie zamierzałam się cofać.
- Tak, Cann. Wybieram Buzz'a Astrala! - rozpromienił się. 


- To żaden wybór! - wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Na koniec świata i jeszcze dalej! - Tone rozłożył ręce i zaczął udawać bohatera filmu Toy Story. 

Nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Co robisz w sobotę? - stanął obok mnie w tej samej pozycji.
- Idę na ślub - odpowiedziałam tak, jakby to było oczywiste. Bo było.
- Co byś powiedziała na pójście tam ze mną? Tak oficjalnie. Jako para.
- To my jesteśmy parą?
- To chyba jasne. Całujemy się...
- Mnóstwo ludzi się całuje, co nie koniecznie oznacza, że są razem - przerwałam mu. - Nie możemy być parą, gdy ty mnie olewasz i gdy ciebie przy mnie nie ma... Co z tego, że cię kocham, skoro ty całymi dniami jesteś zajęty, a gdy się spotykamy zachowujesz się jakbyś był myślami gdzie indziej... Nawet teraz.
- Przepraszam, Cannelle.
- Myślę, że przepraszam nie wystarczy.




Anthony P.O.V. 

Cann odepchnęła się od blatu i odeszła zostawiając za sobą słodkawy posmak jej perfum. 

Nie miałem pojęcia co zrobić. Byłem wściekły. Na nią. Na siebie. Na siebie. Na nią. Na całe moje życie, moją rodzinę. Na wszystko co mnie otaczało. Włączyłem tą pieprzoną zmywarkę i ruszyłem na poszukiwanie nowego telefonu. A mianowicie chodziło o pożyczenie komórki od mojej młodszej siostry, by móc zadzwonić do Luke.
- Hannah! - krzyknąłem. Chwilę później usłyszałem odgłos obcasów. Moja sis pojawiła się obok mnie. Obdarzyła mnie pięknym uśmiechem. 


- Cześć - poczochrałem ją po głowie i wyjąłem z kieszeni obiecanego lizaka od mamy Tom'a. Oczy jej zaświeciły, gdy wzięła go do ręki. - Zrobisz coś dla mnie? -
Młoda kiwnęła głową. - Pożyczysz mi swój telefon?
Nim skończyłem to zdanie Hannah już nie było.


- Stary, twoja kuzynka to najlepsze co kiedykolwiek mnie spotkało... Nie mogę jej stracić. - przypomniałem sobie tą pewność, że ją stracę i zawiodę. Skoro miałem to zrobić, nie mogłem przecież na to sobie pozwolić. - Nie teraz. Nie w ten sposób.
Luke nie był zadowolony tym co ode mnie usłyszał. Kazał mi zrobić wszystko by Cannelle do mnie wróciła. Paradoksalne, ale sam pozwolił Alex tak po prostu od siebie odejść.
Ja nie miałem Cannelle nawet za złe tego, że umawiała się z innymi podczas, gdy się z nią nie kontaktowałem.  Przyznaję, to była tylko i wyłącznie moja wina. Ja nawaliłem i chciałem ją przeprosić, ale to było za mało. Musiałem wymyślić coś spektakularnego. Coś co zwaliłoby Cann i resztę świata na nogi. 


Znalazłem idealną piosenkę, a przy pomocy moich idealnych ludzi załatwiliśmy wszystkie formalności w niecałe pół godziny.
Plan był prosty. Ja i chłopaki z zespołu mieliśmy czekać na Cann i El w ogrodzie rodziców Luke'a. Gdy tylko miały wejść, my mieliśmy zacząć grać. Cały ogród był ozdobiony świeczkami, latarniami, światełkami, a potem mieliśmy zostać tylko ja i Cannelle. Zostać we dwoje przy kolacji. Załatwiłem skrzypka, który miał nam grać, a Freddie obiecał coś ugotować dla mnie. Miałem wszystko jej wyjaśnić tak, że nie miałaby wyjścia. Musiała mi wybaczyć.




Cann P.O.V. 

Elandor przybiegła do mojego domu koło 18, gdy ja leżałam na łóżku i nie chciałam żyć.
- Wstawaj! - krzyknęła rzucając się na moją szafę.
- Nigdzie nie idę - syknęłam przykrywając się kołdrą po same uszy.
- Cannelle, tego nie można przegapić! Wstawaj! - kilka rzeczy, które El rzuciła w moją stronę wylądowało na mojej głowie. - Gdzie masz coś co nadawało by się jednocześnie na randkę i na koncert?
- Na randkę? - zakrztusiłam się własną śliną.
- Tak tylko teoretycznie. A teraz wstawaj! - jęknęła ściągają ze mnie pościel.
- Co wy tu robicie? - zapytał mój tata stając w drzwiach pokoju.
- Cannelle nie chcę wstać z łóżka, woli udawać warzywo i płakać, bo pokłóciła się z Anthonym Bevan'
em.
- Wcale nie płaczę! - podniosłam się do pozycji siedzącej.
- To dobrze! - mruknął tata - A teraz wstawaj.
- Co wy dwoje tak się na mnie uwzięliście? - zapytałam zsuwając się w ślimaczym tempie z łóżka.
- Kochani wróciłam! - usłyszeliśmy z korytarza. Dźwięk obcasów mamy stawał się coraz głośniejszy co znaczyło, że się zbliża. - Cześć skarbie - pocałowała tatę w policzek.
- Dzień dobry, a raczej dobry wieczór pani King.
- Cześć Elandor - przywitała się mama. 


Cześć. Nigdy nie lubiłam, gdy rodzice Cher tak do mnie mówili. Nie wiedziałam czy mogę odpowiedzieć im tym samym czy raczej nie wypada. Cher. Cher. Cher. Zerknęłam na półkę na której leżał pamiętnik Cher. Nadal tam był, a ja obiecałam sobie, że jak wrócę to do niego zajrzę. 


- Chodźmy. - mruknęłam cicho i weszłam do szafy. Wybrałam czarne spodnie i kwiecistą koszulę.


- Ślicznie wyglądasz Cannelle - zachwyciła się mama. - Patrz Victorze jaką mamy śliczną córkę.
- Obie nasze córki są śliczne - tata pocałował mamę w czubek głowy i odeszli wtuleni w siebie.
- Leon czeka na nas na dole! - pisnęła Elandor i obie w szalonym tempie zbiegłyśmy na dół. 


Potem to co się działo wyglądało jak obrazy z karuzeli zmieszane z tym co można zobaczyć w kalejdoskopie. Ciągnęło się to do momentu w którym zobaczyłam znajomy biały dom. Dom Houge'ów. 


- Weźcie mnie stąd. - poprosiłam.
El i Leon wymienili się spojrzeniami.
- Weźcie mnie stąd!! - krzyknęłam łapiąc za klamkę od drzwi.
- Cannelle - powiedział spokojnie Leon odwracając się w moją stronę - możesz uciekać, ale Anthony i tak znajdzie sposób by cię znaleźć. 

Samochód się zatrzymał, a ja nie chciałam wysiąść.
- Mogłabyś nawet zamieszkać w tym aucie, ale oni znajdą sposób by cię stąd wyciągnąć.
Zaczynał mnie denerwować tymi swoimi stwierdzeniami. Chcąc mieć już to wszystko z głowy wyszłam z auta. 


Nie umiem opisać jak wielkie było moje zaskoczenie w momencie w którym zobaczyłam te wszystkie światełka, a tym bardziej zespół, który zaczął grać. 




Sorry's Not Good Enough <błagam włączcie


I can't stop, I can't stop loving you.
You're a dreamer and dreaming's what you do,
I won't stop believing that this is the end, there must be another way.
Cos I couldn't handle the thought of you going away, woah yeah.

Sorry's not good enough, why are we breaking up?
Cos I didn't treat you rough so please don't go changing.
What was I thinking of?
You said you're out of love, baby don't call this off because sorry's not good enough.



- Myślisz, że naprawisz wszystko piosenką? - zapytałam.
- Mam jeszcze włoskiego skrzypka, dobre jedzenie...
- Mam nadzieję, że dobre - mruknął Freddie przysłaniając usta ręką. Reszta chłopaków wybuchła śmiechem. 


Nie wiem, dlaczego ale w tamtym momencie poczułam, że ich uwielbiam. Wszystkich razem i każdego z osobna, ale najbardziej Anthony'ego, który stał przede mną z niepewną miną. 



- To co, jemy coś? - zapytałam łapiąc Anthony'ego za rękę i splatając nasze palce. Poczułam, że nagle atmosfera się rozluźniła. Kamienie pospadały z serc. 

Było w porządku. 

Usiedliśmy przed telewizorem w salonie, Luke włączył jakąś komedię i jedliśmy do tego ravioli, które przygotował Freddie. W pewnym momencie, ktoś zapukał do drzwi. Luke poszedł otworzyć, a że długo nie wracał poszłam zobaczyć co się stało.


-...przepraszam za nią. Długo się nad tym zastanawiałem co ci powiedzieć i za każdym razem moje słowa stawały się puste i głupie. - Luke płakał. Beczał jak małe dziecko, a Alex siedziała sztywno na schodach. Nie widziałam jej twarzy, ale pewnie go rozumiała. 

Wycofałam się z korytarzu wprost w ramiona Freddiego. 

- Przepraszam... - powiedział poprawiając okulary. Poszłam za nim do kuchni.
- No i wszystko się ułożyło - zauważył.
- Tak. Nawet Alex i Luke ze sobą rozmawiają - dodałam.
- Znowu wszystko jest dobrze. Choć...
- Co? - zapytałam wyjmując butelkę soku z lodówki.
- Nic. Dobranoc Cannelle - jego usta delikatnie dotknęły mojego policzka. 





Znikł nim się obejrzałam. 




***

Nie uwierzycie, ale dzisiaj dostałam Nagrodę Dyrektora Szkoły xd
I to za konkurs na "Love Story XXI" mimo, że miałam III miejsce oficjalnie...
Jeszcze to do mnie nie dotarło, ale jak będziecie chciały to mogę i tu dodać to opowiadanie. Piszcie w komentarzach i widzimy się w poniedziałek. 

Całuję Babcia Marysia :p


7 komentarzy:

  1. Biedna Cann ;/ Dodaj tą historię, będzie ciekawie :D Świetny blog <3 I opowiadanie rzecz jasna :D
    lowcy-straznicy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Iiiip! Kocham ten rozdział!
    Jest taki długi i idealny! Te zdjęcia są piękne a dialogi wprost rozpierdalają! *O*
    No i wielkie gratulacje tej nagrody. Pamiętam jak wspominałaś o tym na Facebooku i mówiłaś, że to głupi temat. A jednak dobrze Ci poszło!
    No nie jestem zła za to, co ostatnio pisałyśmy.
    Po prostu ja mam inne zdanie na ten temat i nie warto tego zmieniać. Jestem sobą i może ranię tym innych, ale jestem już jaka jestem.
    Jeszcze raz: rozdział super i czekam na nn <3


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah... wstawiałam te zdjęcia z myślą o Tobie :P
      dobrze, że sobie wyjaśniłyśmy parę spraw xd
      dialogi?? często piszę to co słyszę na przykład na ulicy i głównie od chłopaków xd śledzę ich <3
      lolz. mam dość szkoły. Amen.

      Usuń
  3. I LOVE IT!
    Gratulacje z powodu nagrody, cieszę się razem z tobą
    Proszę dodaj szybko kolejny!
    W między czasie zapraszam do mnie http://dreamfanfictiononedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze gratuluję otrzymania tej nagrody ;*
    Po drugie wstaw to opowiadanie ;)
    Po trzecie przejdę do rozdziału ;p
    A wiec...
    Anthony byłe mega słodki, a zważając na moje aktualne nastawienie do słodkości, rzygam tęczą.. ;p
    W każdym razie cieszę się, ze Tony wymyślił coś fajnego i że Cann u wybaczyła ;)
    Rozwaliła mnie jego pewność siebie "Miałem wszystko jej wyjaśnić tak, że nie miałaby wyjścia. Musiała mi wybaczyć." Śmiałabym się, gdy Cann jednak u nie wybaczyła ;p
    I końcowa zagadka "Co na myśli miał Freddie?" xdd
    Pozdrawiam i całuję Melll <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. :)
    Chciałam ci powiedzieć, że wróciłam na moim blogu i zamierzam go reaktywować. :)
    Jeżeli nadal zechcesz go czytać - zapraszam. <3
    http://turnyourface-changeyourlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń